Dzisiaj za moim oknem burzowe chmury, a u Delie wakacyjne wspomnienia z naszej wyprawy na plażę. Takie same chmury wisiały wówczas nad toskańskim morzem ;) I takie same kolory zapamiętałam z tamtego dnia. Dlatego dzisiaj dorzucam do wspomnień Delie, kilka swoich. Kilka słów i kilka zdjęć.
Robiąc sobie przerwę od zwiedzania, od miast i miasteczek, kamiennych kamienic i labiryntów wąskich uliczek, wybraliśmy się nad morze. Z wiklinowym koszem, schłodzonym winem i Cantuccinni. Z nadzieją na długi, leniwy dzień na plaży, na wygodnych leżakach pod parasolami i przerwą na obiad w nadmorskiej restauracji z widokiem na morze.
Cena leżaków przekonała nas jednak do rozłożenia ręczników na plaży publicznej, a spacer brzegiem morza uświadomił, że żadnej restauracji z widokiem tutaj nie znajdziemy. Dzieci jednak były szczęśliwe, a ten dzień był zaplanowany przede wszystkim dla Nich. Było więc skakanie przez fale, gonienie fal i uciekanie od nich. Był zamek z piasku i zbieranie muszelek, czasami tak mikroskopijnych, że po raz kolejny zamarzył mi się obiektyw makro ;) Była w końcu gęsia skórka, sine usta i trzęsące się ręczniki, spod których wystawały małe, mokre głowy.
Wkrótce potem przegoniły nas z plaży burzowe chmury i silny wiatr. Wracałam do samochodu bez żalu, bo nie zachwyciło mnie ani toskańskie wybrzeże, ani morze ani tamtejsze szaro-bure plaże. Prywatne - horrendalnie drogie, publiczne - niezbyt czyste. Zachwyciła mnie natomiast zupa rybna w restauracji, do której trafiliśmy w drodze powrotnej. Bez widoku, za to z najlepszymi owocami morza, jakie jadłam we Włoszech. Ale to temat na osobny, kulinarny post ;)
W drodze na plażę słońce jeszcze świeciło mocno, ale chwilę później kolory zmieniły się na prawdziwe nadbałtyckie ;)
Rok temu Chłopiec z trudem stawiał czoła najmiejszym morskim falom, które z łatwością przewracały Go na piaszczysty brzeg. W tym roku skakał przez fale, gonił je i uciekał tak szybko, że często udawało Mu się umknąć spienionej wodzie. I miał pierwszego wakacyjnego Kolegę ;)
Wszechobecny piasek i zupa ze ślimaków ;)
Muszle i muszelki mikro.
Nasza plaża...
...i Chłopiec na plaży.
Chwilę później obok pojawił się drugi Chłopiec i tak powstał ten polaroid. Jeden z moich ulubionych.
Cantuccini, które smakowały dużym i małym.
Szyszka gigankt, znaleziona przez Chłopca na parkingu. W dłoniach Mamy Chłopca.
Wracamy do samochodów...
Bardzo podobały mi się te drzewa na parkingu.
I ostatnie spojrzenie na morze, w drodze z powrotem, z okna naszego samochodu.
Dzisiaj zatęskniłam za polskim morzem. Za zapachem sosnowych lasów i szumem fal, który tak często usypiał mnie, kiedy byłam dzieckiem. Bo mimo wszystkich uroków Toskanii i innych wspaniałych miejsc, które odwiedziłam tu i tam, zawsze, niezmiennie lubię wracać nad bałtyckie wybrzeże. I cieszę się bardzo, że w tym roku również będę mogła pójść na spacer po naszej złotej plaży. Choć będę tam jedynie dzień lub dwa. Choć może pogoda nie dopisze, a woda będzie zimna, jakby ktoś wrzucił do niej kostki lodu. Cieszę się na te dni i to spotkanie. Już dziś.
Bałtyk, o taaak... Nigdzie indziej powietrze tak nie pachnie :)
OdpowiedzUsuńCudnie:) A moje zdjęcie z szyszką jest boskie-takie świetliste:)!
OdpowiedzUsuńKulinarny post-koniecznie:)
Piekne! Zbliżenia, detale, wspomnienia! :)
OdpowiedzUsuńMarzy mi się morze, ale w tym roku tylko starsi chłopcy z Tatą dostąpią uroków morza (Czarnego) w nagrodę za dzielne przetrwanie 3 tygodniowego obozu harcerskiego!
Ula, kiedyś marzyłam o domku z widokiem na plażę ;) I choć porzuciłam te marzenia na rzecz poznawania świata, to jednak staram się bywać każdego lata nad polskim morzem. Choć na chwilę,
OdpowiedzUsuńDelie, ja też je lubię ;) Kulinarny post koniecznie. Koniecznie razem :)))
Enchocolatte, trzy tygodnie sami na obozie? Dzielni harcerze! I dzielna mama ;)
Pozdrawiam,
Ewa
3 i 4 od końca!
OdpowiedzUsuńBoże, jakie piękne!
Jak film...
Brak mi słów. Podziwiam!
Piękne macie wspomnienia.
OdpowiedzUsuńI pamiątki.
;)
Ewo, po dziesięciu dniach wpadliśmy ich odwiedzić... radzili sobie całkiem dobrze, gdy mieliśmy odjeżdżać młodszy strasznie się rozpłakał, powstrzymywałam łzy, żeby nie rozkleić się razem z nim. W sumie byliśmy obok nich, na tej samej litewskiej ziemi, tylko z drugiej strony Wilna. W sobotę wracają już nie mogę się doczekać kiedy ich zobaczę!
OdpowiedzUsuńnasze plaże i zapach - z mojego dzieciństwa kiedy z rodzicami rok w rok na 2 tygodnie jechaliśmy nad nasze Polskie morze :)
OdpowiedzUsuńzdjęcia cudne :)
a na twoim ręku "moja" bransoletka - dostałam ją od Taty :)
u nas dzisiaj deszczowo - wyróżniłam Ciebie na moim blogu :)
:)
No to sobie doczytałam u Delie :-)
OdpowiedzUsuńCudne te ślimaki... I muszelki.
Cantuccini to uwielbiam w winie moczyć. Ale czerwonym :-)
A zdjęcie z drzewami w szybie - obłędne!
przepiękny czas!
OdpowiedzUsuńMimi, na trzecim od końca Starsza Sistra tańczyła na parkingu :) Poprzednie w drodze na parking, zupełnie przypadkowa dziewczyna i serce zupełnie jak z polskich murów - SM (szalona miłość?).
OdpowiedzUsuńHolga, z tych wakacji bardzo wiele, bardzo pięknych wspomnień.
Enchocolatte, bardzo bardzo dzielni Chłopcy. A tamte okolice chciałabym jeszcze kiedyś odwiedzić. Rok temu byłam pod wielkim wrażeniem Wilna.
Mika-monika, dziękuję za wyróżnienie! Ogromnie miło ;)
Ręka Delie ;) A bransoletka tak bardzo mi się spodobała, że postanowiłam sobie zamówić taką samą.
p.s. Delie, nie masz nic przeciwko?
Maggie, ja cantuccini jadłam moczone w kawie (pyszne!) i herbacie. W winie nie próbowałam, ale wszystko przede mną ;) Drzewa wspaniałe były, prawda?
Pozdrawiam,
Ewa
Dzię
Asieja, piękny ;) Do powtórzenia kiedyś.
OdpowiedzUsuńwszystkie zdjęcia niesamowite, ale to z drzewami w szybie faktycznie obłędne!:))
OdpowiedzUsuńNie mam:-) Zamawiaj:)
OdpowiedzUsuńEwunia zdjęcia + opowieści przez telefon i już wiem, że było naprawdę cudnie. Wiem jak bardzo nie masz czasu i wiem, że nominacji do nagrody dostaniesz duuużo. postanowiłam Cię w to wciągnąć. Bezlitośnie. Wszystko na moim blogu. Poczytaj i uciesz się :-)
OdpowiedzUsuńjak już napisałam u Delie, napiszę i u Ciebie: Wasze zdjęcia to uczta dla oka ;)
OdpowiedzUsuńcudnie!!! zdjęcie na którym chłopiec stoi w wodzie na palcach podoba mi się bardzo. Na początku myślałam,że skacze:)
OdpowiedzUsuńBiscotti uwielbiam, z pistacjami albo te czekoladowe!!
OdpowiedzUsuńZdjęcie z drzewami i to z dziewczynką zaraz nad nim...co za wrażliwość. Piekne!!
Wszystkie zdjęcia bez wyjątku są piękne, wspaniały wypad nad morze. Ale masz racje , ja tez często wracam myślami do naszego polskiego morza. Tutaj nie ma takich malowniczych plaż jak u nas. Brakuje mi tych strzelistych sosen i bursztynu!Pozdrawiam ,Essi
OdpowiedzUsuńSzyszka niesamowita, kiedys tez taka znalazlam i jeszcze ja mam, znaleziona o ile dobrze pamietam wlasnie we Wloszech... :-) M
OdpowiedzUsuńOliveta, drzewa były niesamowite.
OdpowiedzUsuńDelie, muszę ją znaleźć w sieci i poczekać na okazję ;)
Polala, dziękuję! Bardzo bardzo ;)
Magdaleno, tam nawet w pochmurny dzień było pięknie.
Martu, On skacze :)
Agnieszko, ja też lubię to właśnie zdjęcie Dziewczynki ;)
Essi, zupełnie zapomniałam o bursztynie! Zawsze szukałam małych, złotych odblasków w piasku, idąc brzegiem morza. I byłam taaaka dumna, kiedy udawało mi się je znaleźć.
Mamsan, szyszkę znalazł Chłopiec Delie. Fantastyczna była!
Pozdrawiam,
Ewa