W niedzielę wybraliśmy się do Kazimierza. Lubię to miasteczko. Za klimat. Za ciszę. Za spokój. Za długie spacery po okolicznych wąwozach i wzdłuż Wisły. Za urokliwe uliczki i kamieniczki. Za stare gospodarstwa, w których aż pachnie historią ;) I za kilka innych bardziej osobistych wspomnień i opowieści.
Do takiego Kazimierza się wybraliśmy. Niestety urokliwe kamieniczki, a tym bardziej uliczki ginęły w tłumach turystów. Nawołujących, poszukujących, stojących w kolejkach, przepychających, zniecierpliwionych. Długi świąteczny weekend...
Obiad zjedliśmy na górze, gdzie turystom nie chciało się wchodzić ;) W upragnionej ciszy i spokoju. Na spacer wybraliśmy się brzegiem rzeki. Spojrzałam na kazimierzowski rynek. Tego dnia zniknął. Wraz ze swoim klimatem. Ciszą. Spokojem. Historią.
Poniedziałek to już temat na osobny wątek. Idą zmiany. I właśnie nastąpił ich początek ;) Dzisiaj rano. Popołudnie spędziliśmy rodzinnie. U Dziadków. Gdzie Chłopiec zachwycił się papierowym domkiem, a potem zawijał w firanki, których nie ma u siebie w domu. Gdzie ja zachwycałam się czerwonymi tulipanami, a następnie fioletowymi, które znalazłam w mokrym ogrodzie. Gdzie Starsza Siostra piła sok ze swojego ulubionego kubka, który jest tak naprawdę dzbanuszkiem ;) I było spokojnie, rodzinnie, wesoło. Tak, jak lubię.
Ewo, zdjęcia jak zwykle piękne. Może kiedyś się ładnie do Ciebie uśmiechnę i poproszę o pozwolenie na wydrukowanie tego pierwszego z oknem i oprawienie w formie obrazu na ścianę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło! :)
Kazimierz pamiętałam mgliście z wycieczki w podstawówce. W restauracji Esterka znalazłam wołki zbożowe w pomidorówce z ryżem. Koguta z ciasta nie dowiozłam do domu. Zjadłam w autokarze, bo byłam głodna. Potem na pierwszym roku studiów udałam się do Kazimierza ze znajomymi. Poza tzw. sezonem, chyba był to marzec. Wspominam długie wycieczki po okolicy i dyskusje w knajpkach do późnej nocy. Kwatera w zatęchłym i słabo ogrzewanym domu, gra w "tysiąca" na tarasie w deszczowe popołudnie, czarno-białe zdjęcia robione starym aparatem taty. Kilka lat temu próbowałam namówić mojego męża, wówczas narzeczonego, na romantyczną weekendową wyprawę do Kazimierza. Zdecydowanie odmówił. Teraz wiem dlaczego. Pochodzi spod Lublina. Jeżdżąc w odwiedziny do teściów, mijamy Kazimierz. Pogrążony w tłumie głośnych turystów, całkowicie stracił swój urok.
OdpowiedzUsuńPodziwiam zdjęcia. Taki Kazimierz chciałabym pamiętać.
"Jest na Ziemi jedno moje małe miejsce, gdzie poza biciem serca nie liczy się nic więcej..." Tak właśnie jest z Kazimierzem. Znamy się od lat chyba 15, niestety w czasie sezonu i oczywiście w weekendy niewiele zostaje z tego, co chciałabym o Kazimierzu pamiętać. Choć nadal mam ogromny sentyment. I jeśli tylko mam okazję to zaglądam, chociaż na chwilkę. Moim marzeniem zawsze był ślub w Kazimierzu, w tym właśnie cudownym klimacie, co spełniło się rok temu. Garstka gości, tańce na rynku. Niesamowite. Spontaniczne. Wspominane z łezką w oku. Tak mogło być tylko tam... warto było "przeciągnąć" gości 300 km, by to przeżyć.
OdpowiedzUsuńA w odwiedziny najlepiej od poniedziałku do piątku :)
Pozdrawiam!
ps. dla miłośników polecam książkę, którą właśnie w Kazimierzu zakupiłam "Kazimierz Dolny, bezwarunkowe uwiedzenie"
tak bardzo chciałam do Kazimierza i choć też wolałabym spokój i ciszę to i tak teraz chcę do niego jeszcze bardziej :)
OdpowiedzUsuńzdjęcia... ach!
pieknie spędzasz czas, potrafisz to uwiecznić niesamowicie na zdjęciach ... az się uśmiechnęłam (a mam dzisiaj jakiś dziwny poranek) ...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Nigdy nie było mi dane odkryć tego prawdziwego Kazimierza, o którym piszesz. Zawsze odkrywałam ten turystyczny, hałaśliwy i taki przereklamowany mi się wydał, kiedy byłam tam pierwszy raz. Potem byłam po raz drugi i znowu zabrakło mi czegoś. I pewnie już się nie uda.
OdpowiedzUsuńPiękny ten pierwszy kolaż.
W Kazimierzu byłam w tamtym roku na festiwalu filmów i chyba więcej tam nie pojadę już. Tłoczno, gwarno i drogo. Mam inne miejsca gdzie świat stanął w miejscu. Ale Twoje zdjęcia są przepiękne bez względu gdzie je robisz.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia - oddają klimat i uczucia.
OdpowiedzUsuńKazimierz to jedno z miast na mapie, które bardzo chciałabym odwiedzić, juz wiem że NIE podczas kolejnej majówki;)
Wielką radość mi sprawił ten post :)
OdpowiedzUsuńZaczynając od okna na pierwszym zdjęciu, które jest po prostu cudne!!!, poprzez papierowy domek (co ja mam z tą tęsknotą za zabawami dzieciństwa? Najpierw spodobały mi się bullerbynowe puzzle u Delie, a teraz papierowy domek :) ),aż po Kazimierz, którego nieturystyczną stronę ciągle planuję poznać. Może się uda w przyszlości, a na razie zbieram polecane poczta pantoflową miejsca warte odwiedzenia, z dala od tłumów, aby odkryć jak najwięcej urokliwych zakątków.
A, no i nie mogę zapomnieć o psich modelach- piękni! :)
Chillout, dziękuję!
OdpowiedzUsuńArtemisio, w tygodniu Kazimierz jest właśnie takim miejscem, do którego chce się wracać. Z duszą i klimatem.
Emmo, piękny ślub i piękne wspomnienia. Ja też przeciągnęłam swoich gości ponad 300 km na swoje wesele ;) I warto było. Kazimierz to dla mnie przede wszystkim wspomnienia mojego Dziadka i rodziny M. I trochę moich własnych ;)
Agatku, koniecznie. I koniecznie w tygodniu.
Magdaleno, miłego dnia :)
Delie, warto wybrać się do Kazimierza poza weekendem. Warto samemu z aparatem. Warto we dwoje. I warto z Chłopcem. Tam naprawdę potrafi być pięknie. Szczególnie jesienią, kiedy kazimierzowskie lasy zachwycają kolorami. Cud malina, jak mawia E ;)
Elamiko, myślę, że takich miejsc jest wiele. I mam nadzieję, że nie wszystkie zostaną odkryte przez turystów ;)
Kamilo, jak już napisałam Delie - jesień jest doskonałym czasem na odwiedziny Kazimierza. Jeździmy tak często na przełomie września i października. I pijemy herbatę z różaną konfiturą i jemy pyszne naleśniki w kazimierzowskiej naleśnikarni ;)
Raincloud, papierowy domek do nabycia w Empiku. Od lat ten sam i od lat tak samo zachwyca :)
Miłego dnia! I słońca słońca słońca !
Ewa
Niestety nie było mi jeszcze dane zobaczyć Kazimierza. Szkoda. Ale może kiedyś? Też pójdę wtedy na obiad tam, gdzie innym nie będzie się chciało ;-)
OdpowiedzUsuńDo Kazimierza ciągle się wybieram ale wybrać się nie mogę,zdjęcia robisz cudne :) to jak balsam na moje oczy i duszę :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
My właśnie w Kazimierzu spędziliśmy cały weekend ,ale z dala od zgiełku.W domu rodzinnym,który sobie liczy już prawie 130 lat i jest zabytkiem.W nim przyszedł na świat mój teść (: A teraz jest naszym wyjątkowym miejscem na ziemi,przylepiony do góry (a kiedyś teść jako mały chłopiec biegał do o koła domu ze swoim bratem) położony w zacisznym miejscu,choć blisko rynku...
OdpowiedzUsuńKochamy Kazimierz miłością niezwykłą .Tam rozkwitało uczucie ...i od 17 lat na hasło Kazimierz wszyscy stoją gotowi do wyjazdu! ((:
Pozdrawiam
Ps
Ja też nie lubię Kazimierza tego skąpanego w turystach!
Ach,co to za cudności francuskie z czarnymi oczami? (;
OdpowiedzUsuńGoś, jak będziesz szukała miejsca na górze, daj znać. Mogę jedno polecić ;)
OdpowiedzUsuńAlewe, warto ;) I dziękuję!
Lovely Home, my też mamy tam swoją własną historię. A francuska piękność wyjątkowa, prawda? ;)
Pozdrawiam!
Ewa
Pierwszy kolaż przepiękny, przepiękny, ta biel i te ujęcia, czar!
OdpowiedzUsuńEwo, idą zmiany i dają się odczuć rano??? Hmmmm... Gratulować już?
OdpowiedzUsuńCardoso, dziękuję. Ten pierwszy kolaż mój ulubiony ;)
OdpowiedzUsuńKarino, na szczęście nic z tych rzeczy ;))) Zmiany idą, duże z wielu powodów, ale zupełnie inne. Napiszę w wolnej chwili ;)
Pozdrowienia!
Ewa
Pierwszy kolaz piekny i cala reszta tez. W Kazimierzu bylam tak dawno, ze nic nie pamietam... Bardzo bym chciala tam jeszcze raz pojechac ale nie w weekend bo zbyt duzo ludzi... na Twoich zdjeciach wyglada wspaniale... M
OdpowiedzUsuńKazimierz jest wciąż dla mnie nieodkryty. Twoje zdjęcia zachęcają...ale wieści o natłoku turystów zniechęcają. I masz Ci babo placek ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
na widok tych zdjęć aż się uśmiecham :)
OdpowiedzUsuń