Z cytryną. Na rękawiczki bez palców ;) I ciepłe skarpety.
Na takie dni jak dzisiejszy. Na takie spacery jak wczorajszy. Przejechaliśmy prawie 300km bieszczadzkich dróg. Pięknych dróg. Nie było czasu na zdjęcia. Szkoda. Ale już wiemy, dokąd chcemy się wybrać. Co warto zobaczyć. Gdzie się warto zatrzymać. Następnym razem.
Leniwej niedzieli!
Wczorajsze niebo nad Soliną.
"Wszystko na sprzedaż" w drodze nad Solinę :)
I kolejna PRL-owska kawiarnia, do której trafiliśmy, aby się ogrzać. Nie pamiętm, kiedy ostatni raz piłam herbatę w szklance. Na takim spodku ;) Z całą pewnością wiele razy, wiele wiele lat temu.
Uwielbiam Bieszczady :))
OdpowiedzUsuńPierwsze zdjęcie wygląda jakbyś je namalowała...piękne :)
A wszędobylskie oscypki sa już chyba produktem ogólnopolskim - są niemal wszędzie gdzie byłam ;)
Pozdrowienia!
musze koniecznie wybrac się nad Solinę
OdpowiedzUsuńNiezła reklamówka "znad Soliny" ;p
OdpowiedzUsuńJa to smarkula jestem, ale w prl-u chyba nie mieli Liptona ;D
A poza tym bardzo mi się podoba to zdjęcie herbaty... jak się parzy... piękne ujęcie :)
I owszem... warto się grzać już teraz :)
Jejku, pierwsze zdjęcie nie pozwoliło mi przez długi czas przewinąć w dół, a Mąż za plecami rzekł - "świetne". Jak zała reszta zresztą:) Byliśmy nad Soliną jakieś 10 lat temu:) Pojechaliśmy autostopem:) Przywołałaś fajne wspomnienia, dzięki:)
OdpowiedzUsuńNo proszę! Zrobiłam sobie herbatę z cytryną, usiadłam przed komputerem po popołudniowym spacerze, otwieram internet, a tu takie hasło. Jaka zgodność nastroju:)
OdpowiedzUsuńAnik, oscypki pachniały jak marzenie. Te smażone ;)
OdpowiedzUsuńMarta, jesienią. Albo wiosną. Latem to deptak pełen turystów, niestety. A w drodze nad Solinę przystanek w Sanoku i skansen ;) Obowiązkowo.
Mała Mi, poczułam się staro ;) Rzeczywiście Lipto mało PRL-owski. Zaczęłam zastanawiać się, jaką herbatę wtedy serwowali. Chyba ekspresową. Smakowała trochę herbatą, a trochę papierem, dlatego zawsze prosiłam o gruby plaster cytryny ;)
Piegowata, dziękuję ;) Lubię takie wspomnienia.
Li, bo czy gorąca herbata z cytryną nie jest najlepszym sposobem na chłodne jesienne popołudnie? :)
Udanego wieczoru!
Ewa
fajne takie odpustowe kramiki gdzie można kupić mydło i powidło :) a najlepsze są oscypki!! szklanki takie same i spodki też ale herbata już lepsza ;) miłego wieczoru
OdpowiedzUsuńI ja czekam na wycieczkę w Bieszczady. Właśnie najchętniej jesienią, szczególnie taką jaka była ostatnio. Słoneczna i nawet ciepła :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia super.
U nas spacer niedługi, bo ważna wyprawa do teatru :)
Ja również przy herbatce z cytryną releksuję się po ciężkim dniu i ogrzewam po popołudniowym spacerku. Byłam w Bieszczadach jako mała dziewczynka. Tata nosił mnie na barana.
OdpowiedzUsuńChętnie bym wskoczyła w te kapcie;-)gdyby były w większym rozmiarze, taki dziś zimny wieczór.Cudne zdjęcie nieba nad Soliną. Nigdy nie byłam w Bieszczadach, to od nas na drugim końcu Polski:-), ale moi dziadkowie stamtąd pochodzą, z Jabłonek i mam nadzieję kiedyś odwiedzić te tereny. Pozdrawiamy i łączymy się przy ciepłej herbatce... z cytryną.
OdpowiedzUsuńPiekne to pierwsze zdjecie... i chyba fajny czas spedzony poza domem. Oscypki ostatnio jadlam wieki temu a herbata w szklance, super...! ja rowniez takich w zyciu wypilam wiele... :-)
OdpowiedzUsuńMilego wieczoru. M
ach, no i ja tam nie byłam ... aż chce się wskoczyć w te zdjęcia!
OdpowiedzUsuńcudna!
:)
OdpowiedzUsuńten spodek przypomina mi dzieciństwo :)
babciną ceratę na stole kuchennym. cukierniczkę lekko zardzewiałą.
poza spodkami babcia miała koszyczki na szklankę :)
całuję Cię Ewuniu!
:)
o rany! oscypki! aż ślinka cieknie...
OdpowiedzUsuńElfii, te kramiki były o tyle fajne, że nie kipiało z nich plastikiem i chińczyzną, jak to często teraz bywa.
OdpowiedzUsuńMagda, wyprawa do teratru, ach! Wieki nie byłam.
Mjaizgraja, przejeżdżaliśmy przez Jabłonki! Piękne okolice.
Mamsan, fajny czas poza domem, choć trochę za dużo go spędziliśmy w samochodzie. Ale i tak weekend bardzo udany ;)
Magdaleno, wartp tutaj przyjechać ;)
Peggy, moja Babcia też miała takie koszyczki!
Emma, :)
Miłego dnia!
Ewa
Ech, Ewo, obudziłaś wspomnienia z dzieciństwa z wycieczki nad Solinę... Dawno tam nie byłam.
OdpowiedzUsuńA szklanki na spodeczku to rzecz ciągle spotykana w tamtych stronach, szczególnie domach osób starszych, w kawiarence - to mnie jednak zaskoczyło...
Miłego dnia!
Piękne niebo nad Soliną .
OdpowiedzUsuńTak sobie będę teraz wyobrażać Solinę przez całą zimę , aż do wiosny, kiedy to znowu w jakiś weekend wyskoczymy na spacerek ;)
Bieszczady kocham. Jak mnie nie ma w domu, to jestem tam. :-) Dzieki za cudne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPiekne zdjęcia, szczególnie pierwsze mnie zauroczyło. Właśnie otrzymałam propozycję wyjazdu w Bieszczady pod koniec miesiąca i ono chyba przeważyło szalę.
OdpowiedzUsuńMargaretko, mnie też zaskakują te szklanki i spodeczki. I te wystroje, które nie zmieniają się od dziesięcioleci ;)
OdpowiedzUsuńeWa, bywacie nad Soliną? Na weekendowe spacery? Wiosną musi być tam cudownie. Jeszcze nie była, ale z pewnością to nadrobię za kilka miesięcy ;)
Dragonfly, naprawdę bywasz w okolicy?
Małgorzato, może znajdziecie chwilę na wspólną szarlotkę w naszej PRL-owskiej kawiarni?
Pozdrawiam serdecznie!
Ewa
dear, your photos are great! i love the socks one, it's very funny :D
OdpowiedzUsuńdo you use an hasselblad for your pics or not?
LM, thank you! I'm working with Canon ;)
OdpowiedzUsuń