Choć tak naprawdę, to ja byłam na nim gościem. Pochmurne wtorkowe popołudnie i tęsknota za latem. Próba przyrządzenia czegoś na stoliku udającym kuchenkę i spontaniczny pomysł na wycieczkę do pokoju Chłopca. W wiklinowych koszykach na klocki, które na chwilę stają się wagonami pociągu na tę cieplejszą półkulę. Aby podróż była prawdziwa należy nimi miarowo potrząsać i wyszeptywać co jakiś czas
ciuch ciuch, a przed przyjazdem głośno, ale koniecznie niewyraźnie- tak ja pani na dworcu ;) - oznajmić, że zbliżamy się do celu i poprosić o przygotowanie bagaży. Potem następuje przeciągłe i wysokie
uuuhuuu! na znak, że dotarliśmy na miejsce.
Zanim jednak wyruszyliśmy, należało spakować wielki wiklinowy kosz, który został po brzegi wypełniony talerzykami, kubkami, sztućcami, warzywami, owocami i wszelkim innym dobrodziejstwem niezbędnym do urządzenia letniego przyjęcia na trawie (czerwonym dywanie Chłopca). Trzy pary dziecięcyk rąk miały mnóstwo pracy i jeszcze więcej pomysłów. Ostatecznie pojechały z nami również garnki i kolorowe słodycze z kwiatków LEGO, deska do krojenia, jajka sadzone i naleśniki z konfiturą. Przed piknikiem należało uprzątnąć kamienie, które leżały na trawie, czyli rozsypane po całym pokoju klocki. Jakimś cudem kamienie sprząta się znacznie chętniej i szybciej ;) Muszę o tym pamiętać. Potem już było pysznie, radośnie i niemal wykwintnie. Kawa z mlekiem z małego białego dzbanuszka, komplet sztućców dla każdego, sałatka warzywno-owocowa przyrządzona przez Starszą Siostrę, walka o kolor konfitury na naleśnikach, ponieważ czerwona jest najsmaczniejsza!
To ta smaczniejsza konfitura ;)
Mleko do kawy serwowane przez Młodszą Siostrę.
I sałatka przygotowana przez Starszą Dziewczynkę.
A na koniec ognisko, które Dziewczynka sama wymyśliła i zbudowała z drewnianych klocków, pomiędzy którymi postawiła latarkę i przykryła wszystko czerwoną apaszką ;) Nie potrafiłam zrobić zdjęcia, ponieważ w pokoju zapadła już noc i dostałam zakaz uruchamiania sztucznego słońca w postaci lampy. Nawet na księżyc nie dostałam zgody, ale zabawa była fantastyczna! Tańce wokół ogniska, bez kapci oczywiście i skoki przez płomienie. A jakże!
Zapraszam zatem na piknik na zielonej trawie w czerwonym kolorze ;) I na tańce przy ognisku, kiedy już zapadnie noc. Jednym słowem szykuje się długa impreza!
Niesamowity piknik :)) I niezwykle pomysłowe dzieciaki ;) Juz nie mogę się doczekać kiedy mój Gluś będzie mnie zabierał na takie wyprawy ;)
OdpowiedzUsuńA zostało jeszcze trochę sałatki? Chętnie bym sie poczęstowała :))
piknik w środku zimy! świetny pomysł!
OdpowiedzUsuńpodglądamy Was zza krzaczka z Bruno! bardzo fajny pomysł i zdjęcia! macie jeszcze kawałek pizzy dla nas, choć to chyba naleśnik z dżemem...
:)
:)
;)
Wspaniały pomysł, wspaniała pomysłowość w trakcie zabawy (te kamienie do uprzątnięcia i to ognisko...) aż się rozmarzyłam :-)
OdpowiedzUsuńJuż coraz bliżej do lata i będzie czas piknikowy...
A tymczasem muszę i mojego Smyka zaprosić na domowy piknik. Dziękuję za inspirację :-)
no to ja się piszę! i zabieram Jagnę!
OdpowiedzUsuńech ... spędzić z Wami jeden dzień. Jesteście niesamowici!
Świetny!:) I to ognisko!
OdpowiedzUsuńU nas podobne menu serwuje kuchnia;), ale nie mamy takiego pięknego kosza piknikowego:))
Drugie od końca zdjęcie skojarzylo mi się z Bullerbyn:)
A ja mam dla Was zestaw śniadaniowy, ale kiedy my się zobaczymy...
PS Ewa, masz @.
Toż to cała powieść obrazkowa :-)
OdpowiedzUsuńJak komiks bez dymków :-)
Anik, oczywiście! Liście sałaty wyglądają już prawdziwie wiosennie ;)
OdpowiedzUsuńEnchocolatte, w takim razie wyjdźcie zza krzaków i przyłączcie się do nas. To rzeczywiście naleśnik, ale i pizzę możemy zorganizować ;)
Ma_niusia, trochę lata w środku zimy. Choć na chwilę.
Magdaleno, zapraszamy!
Delie, zastawu śniadaniowego nie mamy ;) A koszyk czeka na prawdziwe piknikowanie na toskańskiej plaży.
Moja Kawiarenka, rzeczywiście o dymkach nie pomyślałam ;) Był za to dym z ogniska!
Pozdrawiam!
Ewa
I ja się dosiadam i częstuję tymi pysznościami! :-)
OdpowiedzUsuńPiknik zima, rewelacja...! ognisko i salatka przygotowana przez starsza dziewczynke super a koszyk piknikowy piekny... M
OdpowiedzUsuńDragonfly, coraz więcej nas wokół ogniska ;) Może ktoś przeniesie ze sobą gitarę?
OdpowiedzUsuńMamsan, za takimi kolorami najbardziej tęsknię zimą. Za prawdziwymi smakami i zapachami. Dzisiaj zapraszamy na kolory. Prawdziwa uczta :)
niesamowita ta podróż.. w głąb wyobraźni :)
OdpowiedzUsuńŚwietny piknik! I można ogrzać łapki przy ognisku;) Jaka atmosfera, kosz w kratę i tyle pyszności. Pomysł z kamieniami bardzo fajny. Zdjęcia małych rączek takie urocze, piękna, piękna opowiastka!
OdpowiedzUsuńno tak-pomysł całkiem logiczny-skoro nie można iść na piknik to niech piknik przyjdzie do nas;) Wspaniała zabawa- najbardziej podoba mi się pomysł ze zbieraniem kamieni;)
OdpowiedzUsuńuściski!
Just
U nas w domu dokłądnie wczoraj była podobna zabawa, więc jak zobaczyłam Twoje dzisiejsze zdjęcia to aż się uśmiechnęłam. Przyjaciółka zrealizowała moje zamówienie w IKEi. Tylko u nas po kanapkach dziewczynki zaserwowały lody i smakowity tort. Nie domyśliłam się jednak że naleśnilki to naleśniki :))
OdpowiedzUsuńFantastyczny klimat!
OdpowiedzUsuńDzieci są niezwykłe ze swoimi pomysłami. Każdy Twój wpis mnie na nowo zaskakuje Ewo :)
Anamarko, dziecięcej wyobraźni ;) Dlatego taka niesamowita.
OdpowiedzUsuńKarolino, nie mogę się już doczekać tego prawdziwego, który obiecałam Dzieciom z nadejściem wiosny.
Dotblogg, ten pomysł to moja nadzieja na najbliższe tygodnie ;)
Anonimowy, my też marzyliśmy o lodach, ale niestety skończyły się właśnie w IKEA. Naleśniki też pyszne ;)
Polko, mnie każdego niemal dnia zaskakują Dzieci. Bez Nich nie byłoby tego bloga ;)
Pozdrawiam!
Ewa
u mnie w aparacie też od paru tygodni mam zdjęcia z warzywkami i swojego małego chłopca:)a mały pamiętam ,że jestem wegetarianka i podaję mi sałatę i paprykę,a bekon odkłada na swój talerzyk
OdpowiedzUsuńMartu, pamięć Dzieci jest wzruszająca. Nie wiedziałam, że jesteś wegetarianką ;)
OdpowiedzUsuńno taka nie do końca,bo jem od czasu do czasu ryby:)w postaci sushi głównie.Pewnie wychodzi jedna ryba miesięcznie.
OdpowiedzUsuńJak trafiłam w ciąży z młodym do szpitala starszak miał wtedy 5 lat to jak dzwonił (dzieci na patologię nie miały wstępu) popłakał się ,bo powiedział,że bardzo się martwi,że ja nie jem mięsa,a tatuś mi obiadków nie zawozi i pewnie nie mam co jeść,bo pewnie samo mięso dają.Rozczuliło mnie,że o takich rzeczach myślał:)dodał ,że reszta rodziny to mięsożercy.Ech ja dzisiaj od rana rycze cąły czas,bo właśnei pierwszy raz Starszak na obóz pojechał daleko,sam:) cięzko mi.Nie przypuszczałam,że tak to przeżyję,bo jestem matka luzaczka (albo tak sobei wmawiam)