29 sierpnia 2011
Karpackie klimaty
Trzydniowe święto podkarpackiego pogranicza. Krośnieński rynek wypełniony po brzegi, gorący wczesny wieczór i unoszący się w powietrzu zapach gasnącego lata. Byłam ciekawa tego wydarzenia, które miało zastąpić dotychczasowy Festiwal Win Węgierskich. W programie - obok degustacji win z Polski, Ukrainy, Słowacji i Węgier - przewidziano promocję turystyki, muzyki i kuchni tychże krajów. O ile muzyka niosła się ciszej lub głośniej ponad naszymi głowami, a ludowe stroje zachwycały (!) kolorami i misternością wykonania, o tyle regionalne smaki mnie rozczarowały. Można było odnieść wrażenie, że tradycyjne potrawy w krajach wyszehradzkich to wyłącznie pieczywo, sery i kiełbasa z grilla. A ja liczyłam na węgierskie langosze, pikantny gulasz, ukraińskie wareniki... Można by długo wymieniać i zapełnić regionalnymi potrawami niejeden, niemały stół ;) Wprawdzie Słowacja, na stoisku pod baranią głową, serwowała brynzové halušky oraz pajdy pieczonego chleba z serem, ale papieros w dłoni kobiety, która nakładała te przysmaki skutecznie nas zniechęcił do degustacji. Polską kuchnię, raczej skromnie, prezentowało na jednym stoisku KGW (Koło Gospodyń Wiejskich), podejmując chętnych bigosem i pierogami. Niewiele tego, prawda?
Były również miłe niespodzianki. Najbardziej zaskoczył nas wybór tutejszych serów - świeżych, dojrzewających i dojrzałych. Serów krowich, owczych oraz kozich. Prawdziwa serowa uczta, na słono, na ostro i na słodko. Bardzo smakował mi ser z czarnuszką i ser naturalny dojrzały. Nie miałam pojęcia, że takie smakołyki można znaleźć na naszym, rodzimym rynku.
Na słodko moim faworytem okazały się drożdżowe pączuszki o smaku serowym. Nie znam ich węgierskiej nazwy, ale jeśli ktoś wie, jak je zrobić, to uśmiecham się szeroko z prośbą o przepis ;)
Ciekawie prezentowały się stoiska z pieczywem - w szczególności te, na których w czasie festiwalu pieczono chleby, bułki i proziaki. Tych ostatnich po raz pierwszy skosztowałam w gospodarstwie agroturystycznym, gdzie dwa lata temu spędzaliśmy letnie wakacje. Gospodyni piekła je specjalnie dla nas i podawała jeszcze gorące ;) I tym razem nie mogłam ich sobie odmówić.
Na koniec kilka słów o winach. Odniosłam wrażenie, że było ich zdecydowanie mniej niż w poprzednich latach. I że były droższe, choć wcale nie lepsze. Najbardziej smakowało - tradycyjnie już ;) - białe, węgierskie, domowe wino, rozlewane z dzbanka.
Na zdrowie!
Czego mi zabrakło? Oprócz dobrej kuchni, której było zdecydowanie za mało, zabrakło mi również sztuki ludowej. Hafciarek, bibułkarek, garncarzy, wikliniarzy... Zdarzały się takie stoiska, jednak zbyt skromne, za mało wyeksponowane, ginące w cieniu tych z plastikowymi, chińskimi pamiątkami, które w tamtych dniach, w tamtym miejscu nie powinny były się znaleźć. Cóż, może następnym razem? W połączeniu z ciekawymi warsztatami dla dzieci i dorosłych?
Mimo niedosytu, sobotni wieczór zaliczam do udanych.
Mimo małych rozczarowań, z przyjemnością wrócę tutaj za rok, na kolejny festiwal, po kolejne wrażenia.
A dzisiaj już tęsknię za Dziewczynkami i za Chłopcem.
Choć wiem, że za jakiś czas zatęsknię za czasem dla siebie i tylko we dwoje.
Jutro spotkanie ze Starszą Siostrą.
Pojutrze Chłopiec i Młodsza Dziewczynka wbiegną do domu.
A ja przywitam Ich z mokrymi oczami i zatopię się w wypełnionej dziecięcym śmiechem codzienności ;)
Udanego tygodnia!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ogladajac Twoje zdjecia dostałam ślinotoku :)
OdpowiedzUsuńlubię sery, więc taka serowa degustacja to coś dla mnie (;
OdpowiedzUsuńpodoba mi się zdjęcie stoiska z sowami, urocze.
post palce lizać :)
OdpowiedzUsuńSery korycińskie, lubię! Z czarnuszką zwłaszcza.
OdpowiedzUsuńA te pączki musiały być pyszne...
Ewo przejrzalam sobie dzisiaj na spokojnie twoje zdjecia z Toskanii. Masz NIESAMOWITE oko i dar wynajdowania kadrow o ktorych innym sie nawet nie snilo. Gdybym mogla choc w polowie umiec takie wlasnie kadry odnajdywac bylabym jedna z najszczesliwszych osob na swiecie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cie cieplo.
PS Jestem ciekawa jak Twoje spotkanie z Peggy? :-)
Ewelina (Polka)
Alez rarytasy...az slinka cieknie!
OdpowiedzUsuńPieknie uchwycone!
Super!
Pozdrawiam serdecznie i zycze milego tygodnia!
to ja za rok też się tam zjawię ;)
OdpowiedzUsuńHEH ...
..te sery!...ach! :))
OdpowiedzUsuńniestety nie dotarłam tam. miło więc poczuć ten klimat na Twoich zdjęciach. mieszkanie na krańcach południowych ma tę przewagę, iż ok. 4 godzin jazdy i mozna raczyć się wspaniałymi węgierskimi winami wprost z beczki...
OdpowiedzUsuńKasia
Smakowicie! Ser uwielbiam od dziecka. Pod każdą postacią. Ewo daj znać jak dziewczynka po koloniach? Mam równolatkę i po Twoim poście pomyślałam,że też musimy spróbować. Za rok po pierwszej klasie.
OdpowiedzUsuńPyszności! Sery... Ze zdziwieniem zobaczyłam zdjęcia proziaków. Znam je od dzieciństwa:-) Piekła je moja babcia, potem moja mama. Piekę je i ja dla moich dzieci. Najsmaczniejsze są ciepłe z masełkiem. Palce lizać! Oj, chyba dzisiaj będą na kolację!
OdpowiedzUsuńTe sery korycińskie to i mój typ :-) Zresztą i my w ostatni weekend przydźwigaliśmy do domu trochę tego z Jarmarku Produktów Regionalnych na Rynku NM :-)
OdpowiedzUsuńUściski!
Piękny reportaż!Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMimo niedoskonałości festiwalu, dobrze, ze takie wydarzenia pojawiają się coraz częściej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
piszesz pieknie. uwielbiam Twoje opisy, porowniania, odwolania etc... a zdjecia? jak zawsze. zachwycaja.
OdpowiedzUsuńLubię takie wydarzenia. Tutaj jest coś takiego pod koniec czerwca! Piękne zdjęcia!!
OdpowiedzUsuńMnie też zabrakło rękodzieła na "Klimatach", może za rok będzie lepiej pod tym względem.
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia :)
Pozdrawiam :)
kapitalna fotorelacja, masz wielki talent do pokazywania pozornie prostych i zwykłych rzeczy jak chleb w sposób niesamowicie hipnotyzujący.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!
Dziękuję Wam za komentarze!
OdpowiedzUsuńPolko, wiesz, co myślę o Twoich zdjęciach ;) Uczta dla oka! Spotkanie do powtórzenia - zdecydowanie :)))
Magdaleno, polecam!
Kasiu, taki mamy plan ;) Jesienny weekend w węgierskiej winnicy. Jeśli tylko czas nam na to pozwoli.
Anonimowy, Dziewczynka wróciła z obozu szczęśliwa i uśmiechnięta, ale bardzo stęskniona. Podobało Jej się bardzo, jednak na razie nie wybiera się na kolejny obóz. Postaram się o tym napisać w osobnym poście. Zdecydowanie jednak sobie poradziła i przywiozła mnóstwo wspaniałych wspomnień.
Margaretko, proziaki na ciepło, na kolację! Marzenie.
Maggie, chyba nie czytam między wierszami ;( Rynek MN? Zdradzisz, co to za rynek? Z czystej ciekawości ;)
Maniu, mam nadzieję, że za rok będzie lepiej. Na to liczę ;)
Pozdrawiam!
Ewa