28 września 2011
Skansen od kuchni
Lubicie swoje kuchnie?
W moim rodzinnym domu każde przyjęcie, które zaczynało się w salonie, zawsze kończyło się przy kuchennym stole. Może dlatego, że mieliśmy dużą kuchnię, którą Mama zrobiła z pokoju? A może dlatego, że kuchnie mają w sobie jakąś magię, która przyciąga bez względu na miejsce, przestrzeń i porządek? Bo gdzie jak gdzie, ale w kuchni w czasie przyjęcia nie mogło być mowy o porządku. W zlewozmywaku piętrzyły się stosy brudnych naczyń i garnków, na kuchence coś wrzało, bulgotało i pachniało, Gospodyni krzątała się, otrzepując z dłoni mąkę lub okruszki chleba. Lubiłam tę krzątaninę, lubiłam te zapachy i swoje miejsce przy tamtym stole. A teraz mam swój dom, swoją kuchnię i swój stół, przy którym sadzam Gości, otrzepując okruszki chleba z dłoni i mieszając zupę, która pachnie i bulgoce na kuchence. I mam słabość do wszelkich utensyliów kuchennych. Lubię, kiedy wszystko do siebie pasuje, kiedy kolory moich naczyń są moimi kolorami, kiedy zaparzam kawę w moim ulubionym kubku i - wiem, można się z tym kłócić - ona wtedy naprawdę lepiej smakuje. Lubię kiedy jest obrus na stole, choć ostatnio go nie ma. Lubię też wracać pamięcią do kuchni Babci Werki, która zawsze lśniła poznańskim porządkiem, z wypastowaną podłogą i ceratą na stole, której akurat nie lubię, ale miło wspominam jak symbol swojego PRL-owskiego dzieciństwa ;) W tamtej kuchni był biały kredens, w którym Babcia trzymała szklanki w srebrnych koszyczkach. W tamtej kuchni Dziadek Janek robił nam żołnierzyki z chleba, a my pochłanialiśmy całe armie. W tamtej kuchni można było podkradać smakołyki, które jeszcze nie zostały podane na wigilijny stół. W tamtej kuchni pewnego bożonarodzeniowego wieczoru, kiedy byłam już całkiem dużą dziewczynką, zdecydowanie za dużą, aby nadal wierzyć w Świętego Mikołaja, dowiedziałam się, że Gwiazdor nie istnieje. Od kuzynki Danusi, rok ode mnie młodszej, ale jak widać, znacznie lepiej poinformowanej. Bardzo chciałam jej wtedy nie wierzyć ;) I jak tu nie lubić kuchni, skoro niesie ze sobą tyle wspomnień?
Dlatego dzisiaj Skansen w Sanoku od kuchni. Z ostatniego weekendu ;)
Zakochałam się w tych kolorach!
I nie wiedziałam, który dzbanuszek wybrać ;) Turkusowy czy różowy?
Pamiętacie szafki, w których zamiast drzwiczek były zasłonki?
Lusterko w kuchni ;) Koniecznie!
Jajecznica przygotowana na takiej patelni przez moją Babcię z wiejskich jaj smakowała obłędnie!
I pralka w kuchni. Z turkusem :) Kiedy to było? A ja tak dobrze pamiętam.
A na koniec stół. I obrus. I kryształowe kieliszki. Zapraszam ;) Zapachy i ciepło bijące od kuchni musicie sobie wyobrazić, ale to chyba nietrudne, prawda?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
czy lubię swoja kuchnię? hmm... jak będę miała swoją kuchnię to Ci odpowiem na to pytanie ;)
OdpowiedzUsuńOooo chyba właśnie ujrzałam kuchnię moich marzeń. A czy lubię kuchnie? Chyba czy ją kocham? - tak! :))
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobał ten skansen.
OdpowiedzUsuńFajne go zobaczyć na Twoich zdjęciach. Podróż drabinistym wozem do zapamiętania na całe życie:)
A swoją kuchnię lubię bardzo. Szkoda tylko, że nie jest większa, bo zaczynam się nie mieścić w szafkach.
Tę Babciną też lubiłam. W ogóle lubię kuchnie. Najlepiej te z dużym stołem.
Tak , to również kuchnia z mojego dzieciństwa . U moich dziadków ...takie garnuszki , firanki w kredensie , prawdziwy piec z drzwiczkami , wielka maszyna Singera na ażurowym stojaku i zegar wybijający dźwięcznie i jakby nieśpiesznie (?) godziny . Zapach świeżo upieczonego chleba i mleka prosto od krowy ....tam wszystko pachniało .... -))) Dziękuję , już dawno nie przywoływałam tych wspomnień ....
OdpowiedzUsuńMagdaleno, jestem bardzo ciekawa i prawie pewna, że ją polubisz ;)
OdpowiedzUsuńp.s. Naprawdę nie będzie już Twojego bloga???
Aurora, która to?
Delie, prawda, że piękne miejsce? Miałam nadzieję, że się Wam spodoba. A duży stół w kuchni to podstawa ;)
Aleksjana, dzisiejsze zegary są mniejsze, ale zdecydowanie szybsze :)
Pozdrawiam!
Ewa
jej, to kuchnia mojej babci to juz skansen? nie wierze! a jednak czas leci, piec na ktorym sie gotowło zostal okrojony i pelni role kominka, a ja pamietam jak na rozżażonej weglem blasze kladismy ciasto i robilismy macę, z teo pieca jadlam najlepszy chleb i ciasto drozdzowe ever, a w tym roku w starej babcinej makutrze ucierałam ciasto na tarte, w domach z taka kuchnia zycie ma zupelnie inny zapach
OdpowiedzUsuńEwo, jest mój blog (nie możesz wejść?) ale poważnie się zastanawiam nad usunięciem go w całości. Nie ma sensu pisać dla siebie samej. Blokowanie jest bez sensu :(
OdpowiedzUsuńlubie "moja" kuchnie (jest wynajmowana...)
OdpowiedzUsuńkocham wszelakie stare przyrzady kuchenne.to pewnie "pamiec genetyczna"-praprababka byla kucharka "we dworze"... zbieram,kupuje starocie zwiazane z kuchnia...mam spore kolekcje wszystkiego :)
obrus odszedl w zapomnienie-dziecko chetnie w kuchni maluje a kocieta sciagaja wszystko co sie da,wiec na okazje wieksze pod talerze klade podkladki..
ja wybralabym ten prosty,emaliowany dzbanek (bialy z niebieskim brzezkiem) z pokrywka-z takiego pilam kawe zbozowa w dziecinstwie.ale rozowy-tez bym przygarnela :))))))
pozdrawiam
Joanna
Ewo, ja zawsze będę twierdzić, że kawa pita w ulubionym kubku smakuje zawsze INACZEJ, LEPIEJ !!!
OdpowiedzUsuńKuchnia.... Ulubione moje miejsce, szczególnie późnym wieczorem, gdy wszyscy już śpią w łóżkach, cicho, ciemno i tylko koty mruczą ocierając się o moje nogi:))
Kaffiarka, ja też nie mogłam uwierzyć ;) A ten skansen lubię tak bardzo, że wracam tam i wracam i za każdym razem odnajduje w nim coś nowego. Czasami nowe przedmioty, czasami inne światło, a czasami jakieś uśpione wspomnienie. Lubię takie wędrówki w przeszłość.
OdpowiedzUsuńMagdaleno, już weszłam ;) Choć przez chwilę dzisiaj nie mogłam.
Joanna, kucharka we dworze! Pewnie coś w genach Wam przekazała ;) Kawa zbożowa to kolejny smak i zapach mojego dzieciństwa. Lubiany ogromnie. Dzisiaj taką pija mój M.
Sylwia, jak dobrze, że ktoś się ze mną w tej kwestii zgadza ;) M patrzy na mnie dziwnie, kiedy wyjmuję mu z ręki nieulubiony kubek i proszę, aby zaparzył kawę w innym :)
Piękne obrazy:)Dzbanuszki cudowne:)
OdpowiedzUsuńTak, ja też uważam, że kawa lub herbata pita w swoim ulubionym kubku smakuje o niebo lepiej! I nigdy nie jest mi to obojętne.
Moja własna kuchnia, gdy będę ją już miała, będzie właśnie moim ulubionym miejscem w domu:) Obowiązkowo z ogromnym stołem przy którym zmieści się cała rodzina lub przyjaciele.
Piękne wspomnienia. Ciepłe, bo w kuchni ZAWSZE jest ciepło i bynajmniej nie chodzi jedynie o temperaturę, prawda? ;)
OdpowiedzUsuńSkanseny uwielbiam (jak już pewnie wspominałam), a kuchnie w szczególności :)
uf, to dobrze ;)
OdpowiedzUsuńOlivetta, od dawna szukam takiego dzbanuszka i nie wiem, dlaczego kolory dzbanuszków naszych babć są dzisiaj towarem luksusowym :( Turkusy i pudrowe róże niemal nie do zdobycia. A wielki stół, przy którym można posadzić rodzinę i przyjaciół to najważniejszy mebel w domu.
OdpowiedzUsuńRaincloud, prawda ;) Temperatura nie ma z tym nic wspólnego. Ciepłe słowo często lepiej ogrzeje niż najcieplejsze rękawiczki.
Magdaleno ;)
Chyba większość imprez, spotkań towarzyskich i pogaduszek prędzej czy później kończy się w kuchni :) Skąd ja to znam: "siądźmy w kuchni, w kuchni najlepiej się siedzi" :D
OdpowiedzUsuńOj, ja jestem fanką kuchni a la laboratorium ;) a jedyna kuchnia skansenopodobna, którą lubię, to ta w naszym orawskim domku ;) A najlepsza kuchnia ever, to zdecydowanie kuchnia w warszawskim mieszkaniu Nany, z tysiącami bardzo potrzebnych rzeczy, z oknem przy zlewie, z pysznościami w lodówce, ech :)
OdpowiedzUsuńSentymentem powiało... A mnie najbardziej rozczuliło lusterko w kuchni...
OdpowiedzUsuńCo do kuchni Nany, to potwierdzam;) Z jedzeniem doskonałym!
OdpowiedzUsuńO tak, kuchnia to serce domu:) Piękne masz wspomnienia, widzę tę kuchnię Babci Twojej oczami wyobraźni:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kuchnie , swoją , mojej mamy, babci , znajomych każde spotkanie odbywa się w jakiejś kuchni :-) z kuchni mojej babci pamietam solniczke porcelanowa przybita do ściany obok kuchni na węgiel. Pamietam takie żałosne obrecze ukladane w zamknięte pole grzewcze na tej kuchni i magiczna szafie w kuchni z najpyszniejszymi na świecie slodkosciami . A to wszytko do mnie wróciło dzięki Twoim dzisiejszym zdjeciom :-)
OdpowiedzUsuńNie żałosne obrecze tylko zeliwne obrecze miało być :))))
OdpowiedzUsuńA ja już zastanawiałam się dlaczego one były żałosne...:))
OdpowiedzUsuńOnly Beautiful Things, siedzi, pije gorącą herbatę i rozmawia. Mogłabym tak cale, długie wieczory.
OdpowiedzUsuńUla, takiej współczesnej czy takiej sterylnej? Okno przy zlewie, obowiązkowo ;)
Kameleon, w mojej nie ma lusterka. Do nadrobienia ;)
Delie, pyszne wakacje czekają Ciebie za rok :)
Patrycjo, lubię wracać do tych wspomnień ;)
eWa, dzisiaj jestem chora, w łóżku i mało mi do śmiechu, ale kiedy przeczytałam o żałosnych obręczach, uśmiechnęłam się szeroko :))) Dziękuję!
Sylwia, no właśnie ;)))
prześliczne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńdzbanuszki i kredens mnie oczarowały <3
Słownik w moim telefonie ma funkcje poprawiania pisowni i widocznie żałosne było bardziej dla niego oczywiste niż zeliwne :))))
OdpowiedzUsuńte zdjęcia kojarzą mi się z kuchnią moich dziadków... było tam jak w skansenie... ;)
OdpowiedzUsuń