Ostatni wieczór na wyspie i koncert symfoniczny Queen.
Pod gwiazdami.
Prezent od losu :)
Chłopiec na scenie boso, zasłuchany i zapatrzony.
Rozkołysany niczym mała żaglówka w porcie.
Ktoś kaszlnął, ktoś otarł czoło chusteczką, zahaczając o policzek.
Że niby tak gorąco.
A muzyka niosła się po wodzie, daleko w noc.
Do drugiego brzegu, do gór na horyzoncie.
Queen symfonicznie? Biorę w ciemno.
OdpowiedzUsuńBajka!
UsuńTo musialo byc magiczne zakonczenie :)
OdpowiedzUsuńByło ;)
UsuńWOW! :)
OdpowiedzUsuńDorka
Dokładnie to samo pomyślałam, kiedy zobaczyłam orkiestrę na placu nad samym morzem.
Usuńniesamowite
OdpowiedzUsuńtakie chwile zostają nam w pamięci na zawsze
kiedyś na Korsyce miałam szczęście słuchać w kościele muzyki korsykańskiej w wykonaniu tubylców - do dzisiaj mam ciary, a potem z okazji 11 lipca był koncert utworów JMJ - odleciałam
i Ewuś oczywiście mistrzowskie zdjęcia - JAK no qrka JAK Ty je robisz???????????????
genialnie mnie nastrajasz na urlop, Ewo! We czwartek ruszam do CHorwacji własnie...:) Twoich zdjęc nigdy nie przebiję, ale i tak będę je robić ;)
OdpowiedzUsuń