Dzieci spoglądają w płonące oczy dyni, a ja wycinam czarne nietoperze.
Pieczemy ciasteczka i wieszamy na ścianie małe duszki.
Wieczorem idziemy na cmentarz.
Pusto i cicho.
Moje myśli unoszą się nad kolorowymi światełkami zniczy.
Wspomnienia tych, których dzisiaj nie ma.
Smutek skrada się na palcach, gdy dziecięcy głos wyrywa mnie z zamyślenia.
Mała dłoń wsuwa się do mojej dłoni.
Czas wracać.
magiczny czas ...
OdpowiedzUsuńLubię pierwsze dni listopada.
UsuńWidac ze maluchy super sie bawia :)
OdpowiedzUsuńStały się fanami nietoperzy :)
UsuńCi których nie ma będą żyli w Naszych sercach - dopóty, dopóki o nich pamiętamy, rozmawiamy o nich i myślimy...
OdpowiedzUsuńTo prawda. Choć wspomnienia blakną niczym fotografie.
UsuńChwila melancholii jest potrzebna... dobrze jednak, że masz tę małą dłoń... która oderwie... każe wracać :)
OdpowiedzUsuńO tym samym pomyślałam, kiedy usłyszałam głos Młodszej Siostry.
UsuńTak pięknie to napisałaś że sama na chwilę się 'zawiesiłam' :)
OdpowiedzUsuńPięknie napisane ^^
OdpowiedzUsuńSama ostatnio podwójnie doceniam obecność tej małej dłoni ... jakże pomocnej w całym tym zgiełku i chaosie ... nie pozwalającej zapomnieć o tym co w życiu ważne.
Dobrze że je mamy :)
Mały uśmiech potrafi rozjaśnić najbardziej ponury dzień. Dobrze, że je mamy :)))
UsuńTak lubię ten Twój stół.
OdpowiedzUsuńJa też!
UsuńJedno zasadnicze pytanie. Dlaczego, ja nie robię takich cudownych zdjęć? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńChyba nic nie sprawia mi większej przyjemności niż fotografowanie :)
OdpowiedzUsuń