Smaki dzieciństwa przywołują wspomnienia.
Listopadowy chłód na ulicy Świętego Marcina.
Zielone tramwaje, w których nigdy nie milkły rozmowy.
Jeszcze ciepłe rogale na kuchennym stole.
Szklanka gorącej, słodkiej herbaty z cytryną, którą tata stawiał obok świątecznych wypieków.
Nie pijam już słodkiej herbaty.
Szklanki zastąpiłam kubkami i filiżankami.
Szklanki zastąpiłam kubkami i filiżankami.
Nie marzniemy na tramwajowych przystankach.
Ale kiedy spotykamy się po kilkunastu latach, nadal nie milkną rozmowy.
Nie kończą się tematy.
Wracamy do domu w środku nocy, roześmiane i szczęśliwe.
Kiedyś przemykałyśmy na palcach obok sypialni rodziców, dzisiaj szeptem mijamy dziecięce pokoje.
Poza tym niewiele się zmieniło.
Nawet rogale marcińskie smakują tak samo.
Siostry? :-)
OdpowiedzUsuńPrzyjaciółki :)
Usuńpięknie napisane! a rogale marcińskie też lubię bardzo ( na szczęście w czasach 'globalizacji' nie trzeba po nie już jeździć do Poznania
OdpowiedzUsuńTutaj nie są znane, niestety.
Usuńfajny post...
OdpowiedzUsuńA ja nigdy nie jadlem takowych rogali i bardzo chcialbym ich sprobowac. Wygladaja przepysznie ;)
OdpowiedzUsuńBo są pyszne!
UsuńNie ma nic wspanialszego, niż wracać w przeszłość poprzez smaki jedzenia :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Uwielbiam takie wspomnienia.
Usuńw tym roku pierwszy raz spróbowałam takich rogali ;)
OdpowiedzUsuńI jak?
UsuńEwo, czy Ty jestes z Poznania ? Ja z samego Poznania - nie, ale z tego województwa, wiec również objadamy się tymi rogalami. Ale na jakis mega przepyszny jeszcze chyba nie trafiłam....Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńtheslimakblog
Urodziłam się i wychowałam w Poznaniu, ale od wielu lat nie mieszkam już w tym mieście. Poznańskie rogale są wyśmienite :) Podobno najlepsze w przedświąteczny piątek :)))
UsuńA to niespodzianka! Byłas tak blisko? :) Pozdrawiam z poznańskiego grunwaldu - kuku
OdpowiedzUsuńNie byłam :) Poznańskie rogale przyjechały do mnie z przyjaciółkami.
Usuńnie jestem stara ;/ ale jak przeczytałam ten wpis dziwna klucha ugrzęzłą mi gardle i otarłam łżę ...
OdpowiedzUsuńnie tak dawno a tyle lat - akademik zielony tramwaj zimno ale nie aż tak bo dłoń w dłoni :)
smak rogala .... mam go do dzisiaj w pamięci ...
tak tajemniczo piszesz tyle znaków zapytań - siostra przyjaciółka- dom rodzinny ?!
pięknie jak zawsze
ciepłego wieczoru m.
Moniko, mamy podobne wspomnienia :) Nie siostra, lecz przyjaciółki. I dom rodzinny, owszem. Wszystko, do czego tak bardzo lubię wracać do tego miasta.
UsuńUwielbiam te rogale!
OdpowiedzUsuńKolejny powód, żeby polubić listopad :)
Usuńmyy smakowicie:))
OdpowiedzUsuńNie mogę nie uśmiechnąć się do Twoich słów.
OdpowiedzUsuńBo uwielbiam, kiedy zmienia się prawie wszystko, choć tak naprawdę nic.
I nieważnie, czy to Paryż czy Poznań :)
UsuńA wiesz, że ja w tym roku pierwszy raz smakowałam tych osławionych rogali? A zawsze było to moim małym marzeniem.
OdpowiedzUsuńSmakowały?
UsuńDla mnie ten zwyczaj w dzieciństwie i do niedawna był obcy. Pochodzę z gór i nigdy tutaj nie świętowaliśmy z okazji św. Marcina. Jednak mój tato pochodzi z Wielkopolski i chętnie od niedawna wcielam tę tradycję w życie :)
OdpowiedzUsuńTo bardzo smaczna tradycja :) Idealnie wpisuje się w listopadowy chłód i niepogodę.
UsuńZrobiłaś mi smaka ;)
OdpowiedzUsuńZielone tramwaje, moja miłość (ale tylko te butelkowozielone, których coraz mniej...).
OdpowiedzUsuńW tym roku jadłam rogala na św. Marcinie, najpyszniejszego w życiu.
Nie wiem, co to miasta w sobie ma, ale mieszka sobie bardzo głęboko w sercu...
Butelkowozielone najpiękniejsze :)
UsuńPS Z jakiej cukierni był ten rogal?
No właśnie trudno stwierdzić! Stoiska stały na całej długości "Alfy" i pod Zamkiem, niektóre były podpisane, a niektóre nie. Szliśmy i szliśmy i w końcu doszliśmy do wniosku, że u kogoś wreszcie trzeba te rogale kupić ;)
UsuńP.S. Dowozili rogale hurtowo mini ciężarówkami ♥