1 marca 2010
Słodki weekend
W tym tygodniu będę wracała do minionego weekendu. Bo był wiosenny. Bo spędziliśmy go z Przyjaciółmi. Bo był to weekend poza miastem. Bo był słodki ;) Z tego powodu najbardziej ucieszyły się Dziewczyny, które oprócz słodkiej soboty miały tym razem równie słodką niedzielę. Przedstawiam Zygmuntówkę - całe mnóstwo słodkich atrakcji w jednym. Jest tutaj kruche ciasto, bita śmietana, czekolada i beza. I prawdopodobnie kilka innych niespodzianek, które przeoczyłam. Smacznego!
A słodki weekend zaczął się od sobotniego słodkiego śniadania z nutellą w roli głównej ;) N zamówiła do tego kakao! A potem chrupki cynamonowe z mlekiem. Nie wiem, jak można zaczynać dzień od słodkiego posiłku, ale najwyraźniej można. Ja chyba też kiedyś lubiłam czekoladę. Ale musiało to być tak dawno, że sama tego nie pamiętam. Pamiętam natomiast jak będąc jeszcze dzieckiem, marzyłam o tym, żeby zamiast tortu dostać na urodziny wielką soczystą szynkę!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ewo... czy ja się mogę już dziś na to śniadanie do Ciebie wprosić?
OdpowiedzUsuńNutella teraz jak znalazł dla mnie!
Zygmuntówkę piekłam jest nawet zakopana w czeluściach bloga. Dobra, choć słodka :)
Uściski wieczorne ;*
Polka, zapraszam! Na ciepłe kakao i grzanki z nutellą ;) Podziwiam za wykonanie Zygmuntówki - dla mnie to chyba zbyt skomplikowane. I zdecydowanie za słodkie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ewa
Jednak ciągle nie jest ze mną najlepiej. Byłam przekonana, że Zygmuntówka, o której piszesz to miejscowość:)))
OdpowiedzUsuńEwo, tą wizją soczystej szynki zamiast tortu mnie rozłożyłaś na łopatki:)
Soczysta szynka zamiast tortu! Hmm! Myślę, że jeden z moich chłopców podchwyciłby ten pomysł - jest 100% miesożercą!
OdpowiedzUsuńA Zygmyntówka? Czy to jest to stołeczne ciastko, o którym tak ostatnio głośno?
:)
E.
Delie, Enchocolatte - Zygmuntówka to właśnie ciastko, a dokładnie ciastko, które wygrało konkurs na ciastko Warszawy, czyli to sławne, o którym swego czasu tak głośno było ;) Wygląda jak powyżej i dokładnie tak smakuje!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ewa
W książce "Słodki rok Kuby i Buby" jest takie opowiadanie o urodzinach bliźniaków. Tego dnia wszystko mogli jeść na słodko - i śniadanie, i obiad, i podwieczorek, i kolację... Już przy podwieczorku prosili o coś "na słono"... ale mama była nieugięta:0
OdpowiedzUsuńA Zygmuntówki lepiej mojemu mężowi nie pokazywać, bo zaraz musiałabym mu robić - uwielbia wariacje z bezą w roli głównej:)
Naczynie_gliniane, ja z pewnością nie przeżyłabym takiego słodkiego dnia, ale moja starsza Córka owszem ;) Nie jestem pewna, ale podejrzewam, że przeżyłaby nawet cały słodki tydzień!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :)
Ewa
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSzynka zamiast tortu, to się nazywa indywidualizm:D Ja będąc dzieckiem chciałam książki zamiast ubrań i zabawek. Zabawki wystarczyły mi te, które miałam a książek nigdy nie miałam dość...:)
OdpowiedzUsuńUściski!
Ewo:))))
OdpowiedzUsuńRozumiem Twoje dzieci i swoje bardzo dobrze w zakresie zapotrzebowania na słodkie. Ja sama uwielbiam niestety i to jest naprawdę wielki ból, wielki...
Pozdrawiam więc chociaz słodko-kwasno, zeby jakiś balans zachowac:))
Patrycja, ja jako dziewczynka uwielbiałam książki, ale marzyłam... o żółtych lakierkach ;) Może dlatego, że w tamtych czasach tak mało było kolorowych rzeczy.
OdpowiedzUsuńBello, słodko-kwaśnie kojarzy mi się z kuchnią chińską! Pyszności ;)
Pozdrawiam!
Ewa
Dzień dobry :D
OdpowiedzUsuńMhhhy gdy my byłyśmy małymi dziewczynkami :) tu szynka, książki na urodziny, kanapki z truskawkami i te zółte lakierki :D.
Wstyd się przyznać ;) ale gdy miałam jakieś 6 lat to szczytem elegancji dla mnie były lakierki na obcasie plus... kolorowe skarpetki i koniecznie frote :D :D nie wiem gdzie ja takie połączenie zobaczyłam :), że takim uczuciem pożądania do niego zapałałam. Ale to był przebierankowy zestaw obowiązkowy ;).
Dobrego i miłego dnia :)
Właśnie wyjrzałam za okno... świat jest cukrem pudrem obsypany :).
Zosiu, masz absolutną rację z tym cukrem pudrem! Dokładnie to samo dzisiaj pomyślałam na porannym spacerze ;) A jeśli chodzi o lakierki, to nie mam pojęcia dlaczego akurat żółte, chyba głodna byłam kolorów, a moja najlepsza przyjaciółka miała wówczas nieosiągalne różowe. W dodatku z kokardką! Ja się swoich żółtych doczekałam w wieku dwunastu lat i dumnie szłam w nich na komunię swojego Brata. Ale kiedy to było! Sto lat temu ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ewa