14 września 2010

Wernisaże, wystawy i inne tęsknoty

Zatęskniłam. Za spacerem między obrazami, zdjęciami, szkicami. Za filmem na wielkim ekranie. Za sztuką na scenie. Dawno nie byłam w teatrze. W kinie ostatnio ze Starszą Siostrą. Obrazy i zdjęcia oglądałam ostatni raz w Wilnie. Filharmonia? Całe wieki temu. Muszę zobaczyć, co grają w naszym nowym mieście. Zazwyczaj dwa filmy w tygodniu ;) Ale najbardziej zaskakujące jest to, że film jest wyświetlany wyłącznie wtedy, jeśli zostanie wykupionych przynajmniej dziesięć biletów! Jeśli jest ośmiu chętnych z biletami w ręku - filmu nie będzie. Szok. W stolicy zdarzało się, że byłam sama ze Starszą Siostrą na sali.
Tymczasem zbieram informacje o okolicznych perełkach - skansenach, muzeach w starych, pięknych dworkach, wystawach regionalnych artystów. O tutejszych festiwalach i świętach.

Od wrzesień
W niedzielę wybraliśmy się na Święto Pieczonego Ziemniaka. Kiedy przybyliśmy na miejsce mieliśmy do wyboru piwo w plastikowych kubkach i popcorn. Wybraliśmy niedługi spacer po okolicy ;) Wsiadając do samochodu usłyszałam jeszcze zapowiedź prowadzącej:
"Dzisiaj Święto Pieczonego Ziemniaka. Upływa pod hasłem ziemniak na sto sposobów. Koła gospodyń wiejskich są w pełnej gotowości!" Pani zapomniała dodać, że efektów tej kulinarnej gotowości będzie można skosztować dopiero po 20:00. I podobno było pysznie. Choć dla nas już za późno. Niestety.

Ze sztuki bardzo współczesnej urzekł mnie "duszek" w wykonaniu Chłopca, który postanowił poprzytulać się do naszego lustra w sypialni. Zupełna abstrakcja, w której doszukałam się bajkowego Kacpra.

Od wrzesień

21 komentarzy:

  1. Ewo, a ja bardzo czekam na Twoje zdjęcia z Wilna. Bardzo!
    Duszek jest super!
    Dzień pieczonego ziemniaka to coś dla mnie:) Uwielbiam pieczone ziemniaki, najlepiej z ogniska...

    OdpowiedzUsuń
  2. Delie, to pierwsze zdjęcie właśnie z Wilna ;) Duszek uroczy, prawda? Nawet macha do mnie ręką ;) Tak sobie myślę, kiedy na niego patrzę, bo jakoś nie potrafię się przełamać, żeby umyć nasze lustro.
    A pieczone ziemniaki uwielbiam. Prosto z ogniska - bajka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Duszek wywołał uśmiech na mojej twarzy;-), ciekawe czy Chłopiec miał go w zamyśle, czy tak po prostu wyszło;-). I muszę przyznać, że odkąd pojawiły się na świecie dziewczynki, też rzadziej wybieramy się gdzieś w celu "ukulturnienia", wykorzystujemy chwilę na szybki wyskok do kina, kiedy odwiedzają nas dziadkowie.

    OdpowiedzUsuń
  4. duszek śliczny, a ziemniak na 100 sposobów?! ciekawe ile z nich przypadłoby mi do gustu - ja najbardziej lubię te zapiekane z bardzo czosnkowym sosem, a drugi ulubiony sposób ich konsumpcji to belgijskie frytki z majonezem!

    OdpowiedzUsuń
  5. Majaizgraja, Chłopiec z pewnością nie miał go w zamyśle ;)

    Elfii, ja oprócz tych z ogniska lubię jeszcze zapiekane w folii - z masłem i sosem czosnkowym. Pyszności. I zapiekanki ziemniaczane wszelkiego rodzaju. Jeszcze kilka komentarzy i stworzymy własną listę "ziemniaka na sto sposobów" ;)

    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne to pierwsze zdjęcie, aż krzyczy do mnie skojarzeniem: "sztuka współczesna!", jakby było plakatem, albo okładką magazynu o sztuce :)
    A z tymi biletami do kina to wielka szkoda, ja uwielbiam być sama w całej sali kinowej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wong, a stranger ;)

    Raincloud, bo to była sztuka współczesna, a obrazy po prawej stronie mnie urzekły. Może kiedyś o nich napiszę. Wyglądały jak czarno-białe fotografie.
    Ja też lubię być sama w sali kinowej, ale w stolicy to rzadkość, a tutaj prawie niemożliwe. Prawie, bo zawsze mogę kupić więcej biletów ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Takie małe kina często są bardziej klimatyczne od multipleksów. Zawsze chciałam zrobić w takim kinie zdjęcie widowni ze smugą przydymionego światła padającego z projektora.
    A co do ziemniaków, stawiam na placki ziemniaczane z cukrem i śmietaną :)

    OdpowiedzUsuń
  9. no tak to jest w takich kinach. Trzeba się przyzwyczaić. Taki urok.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  10. W moim miasteczku rodzinnym jest właśnie takie kino :) dokładnie 10 osób musi kupić bilet aby panu chciało się "odpalić" projektor.
    A duszek przez mojego Chłopca został rozpoznany jako kałamarnica :) ( bo ja zawsze z nim oglądam ulubione blogi ;) )

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem malo domyslna, bo nadal nie wiem, gdzie dokladnie jest Nowe Miejsce:) Po brzoskwiniach w ogrodzie wnioskuje,ze nie na polnocy czy wschodzie. Polnocny-wschod to moje rejony i niestety za zimno na takie "egzotyczne" owoce, wiec moze gdzies na poludniu naszego kraju?:)
    Mieszkam w malym miescie i takie historie z kinem znam z doswiadczenia:) Od kilku miesiecy mamy ladne, duze kino w centrum handlowym (tez nowym;) z kilkoma salami i o dziwo, na kazdy seans przychodza widzowie. Co nie zdarzalo sie wczesniej, gdy dzialalo stare kino, ale to pewnie przez tamte niewygodne fotele;)
    Pozdrawiam goraco i zycze bardzo dlugiej listy Nowych Miejsc i Wydarzen:)
    Agusia Z.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ewo, z tym kinem to faktycznie niezła heca :-)
    Z drugiej strony, takie prowincjonalne małe kina też miewają swój klimat...
    A duszek zachwycający!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Małgorzato, to zdjęcie ze smugą przydymionego światła - super. Pewnie to będzie pierwsza rzecz, o której pomyślę wchodząc do TEGO kina ;)

    Magdaleno, teraz już wiem ;) Myślałam, że tylko w TYM kinie takie zwyczaje panują, ale Wasze komentarze sprowadziły mnie na ziemię.

    eWa, ogromnie spodobała mi się ta kałamarnica! Lubię sposób, w jaki Dzieci patrzą na świat. Zaskakują mnie niezmiennie ;)

    Agusia Z., nie jesteś mało domyślna - nie napisałam na blogu, do jakiego miasta się przeprowadziliśmy ;) Ale rzeczywiście na południu.

    Maggie, może masz rację. Dawno nie byłam w takim "starym" kinie. Może spodoba mi się ;) I może uda mi się kiedyś zrobić to zdjęcie, o którym napisała Małgorzata.

    Spokojnego wieczoru!

    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  14. Opis małego miasteczka - to kino, i dwa filmy w tygodniu...urocze ;)
    Piękne to pierwsze zdjęcie. A takiego duszka też bym pewnie nie zmyła z lustra ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ewo, fajne macie to swieto pieczonego ziemniaka... tez bardzo bym chciala sie wybrac do teatru lub na wystawe, o teatrze nie wspomne... Zawsze albo brak czasu albo nie ma z kim dzieci zostawic ale wiem, ze jeszcze troche i nadrobimy zaleglosci... duszek chlopca cudny... :-) M

    OdpowiedzUsuń
  16. Anik, dzięki Waszym komentarzon zaczynam dostrzegać coraz więcej uroków prowincji ;)

    Mamsan, mam nadzieję na wiele takich regionalnych świąt i festiwali. Jednym z ciekawszych, na jakim byłam w okolicy, jest festiwal wina. Pysznie, wytrawnie i klimatycznie. Zawsze latem ;)

    Miłego wieczoru!
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  17. heh witamy na prowincji
    od 3 lat mierzę się z taką rzeczywistością po mojej wyprowadzce z wielkiego miasta
    różnie bywa z efektami tego mierzenia się;)
    powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  18. Libra, a już myślałam, że jestem wyjątkiem, który nie marzył o prowincji ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ewo, czytam Twojego bloga wstecz, jest fantastyczny, trudno jest się od niego oderwać. Zdjęcia Twojego autorstwa są tak piękne, że brak mi słów... A piszę pod tym postem, bo opisałaś dokładnie uczucie, które mnie obecnie przepełnia. I nawet szczegóły się zgadają (z tym kinem) :D Nie wiem, gdzie mieszkasz, ale u mnie teraz jest dokładnie tak samo. Brakuje mi wielkiego miasta, w którym do niedawna mieszkałam, bo z pięknego dużego miasta na K. przeprowadziłam się do małego na południu Polski, również na K., ale różnica ogromna. Od miesiąca tu jestem i jakoś nie mogę się przyzwyczaić... Dlatego fajnie mi się czytało tego posta, identyfikowałam się z nim :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Kitty, to brzmi tak, jakbyś mieszkała obok mnie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ;)