Kiedy byłam małą dziewczynką, Babcia Werka i Dziadek Janek piekli dla mnie jabłka w piecu. Piec był wysoki, biały, z jednymi drzwiczkami na dole, które mnie nigdy nie interesowały i jednymi małymi drzwiczkami na górze, które były obietnicą owych jabłkowych pyszności. Pamiętam jak bardzo je lubiłam. Pamiętam tamten zapach i ciepło bijące od rozgrzanych kafli pieca. Uwiebiałam opierać się o nie plecami i patrzeć na domową krzątaninę. Potem takie jabłka piekła nam w domu Mama. A dzisiaj ja upiekłam je swoim Dzieciom. Zapiekane z miodem z tutejszej pasieki.
I w jednej chwili wróciło tyle wspomnień. Smaki dzieciństwa. Te pierwsze, proste, doskonałe. Starsza Siostra powiedziała, że jestem czarodziejką, bo zamieniłam jabłka czerwone na złote. Przecież wszystkie mamy to czarodziejki. A czary przekazywane są z pokolenia na pokolenie ;)
Dobrej nocy!
Ale mi zrobiłaś smaka :-)
OdpowiedzUsuńDosłownie czuję ten zapach :-)
OdpowiedzUsuńAż miło będzie mi zasypiać :-)
Dobranoc
Dag, pachniało w całym domu. Słodkich snów ;)
OdpowiedzUsuńEwa
a czy ty wiesz Ewo, że ja też mam przed oczami obraz opierającej się małej dziewczynki o gorący piec kaflowy ??? Tak, tak, u mojej babci w dużym pokoju stał taki miodowy piec, zawsze lubiłam stać przy nim i obserwować krzątające się po domu panie: moją mamę i moją babcię...nie piekły jabłek z miodem ale robiły dużo innych pysznych rzeczy a z tych które zawsze chętnie sobie przypominam to była robiona przez mojego dziadka kiełbasa...zawsze mu pomagałam i była najlepsze - nigdy dotąd lepszej nie jadłam a smak, choć dziadka nie ma bardzo długo, wciąż bardzo dobrze pamiętam...pozdrawiam Cię, ewa
OdpowiedzUsuńPieczone ziemniaki, nie jabłka to jest smak mojego dzieciństwa, ale przypomniałaś mi Ewo, że dawno takich jabłek nie robiłam (i mam kolejną pozycję do niezapełnionego kalendarza adwentowego). Ja robię z konfiturą w środku i z rodzynkami:)
OdpowiedzUsuńależ ja dawno pieczonych jabłek nie jadłam, zapomniałam nawet że coś takiego istnieje ;) a też były one nieodłącznym elementem mojego dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńEwo czuję się "natchniona" przez ciebie ;) Chyba dziś wieczorem upiekę, posypię cynamonem i kardamonem... taka niespodzianka dla męża gdy wróci po 20 z pracy...
dziękuję i miłego dnia :)
mniam ...
OdpowiedzUsuńEwo, miodowy piec stał w pokoju obok ;) A kiełbasa robiona przez Dziadka musiała być wyjątkowa.
OdpowiedzUsuńDelie, pieczone jabłka to smak mojego dzieciństwa, a przede wszystkim smak i zapach zimowych, krótkich dni. Pieczone ziemniaki pojawiały się w naszej kuchni niezmiernie rzadko, a właściwie się nie pojawiały, bo jedyne jakie pamiętam, to te pieczone w ognisku ;) Taki ziemniak jest dla mnie do dzisiaj jednym z największych przysmaków.
Kasico, nigdy nie jadłam jabłek z kardamonem. Najwyższy czas spróbować czegoś nowego ;)
Magdaleno, polecam na chłodne wieczory z Jagną!
Pozdrawiam!
Ewa
;) piękna rodzinna tradycja... mmm..... :) i taka ciepła :) dosłownie i w prznośni!
OdpowiedzUsuńP.S. Ewo :) czuję dokładnie to samo co Ty odnośnie do próżności :) Ujęłaś to idealnie :) tyle, że ja za dużo myślę i analizuję... i stąd te moje przemyślenia :)
Ewo! Dzięki za inspirację na dzisiejszy deser dla dziewczynek. Będzie miło gdy rozniesie się piękny zapach. Dzień spędzamy w domu, bo na dworze śnieżyca i zamieć a przy tym -10.
OdpowiedzUsuńsuper temat na dzisiejszy dzień, gdy wieczorem wrócimy przemarznięci to obowiązkowo zrobimy jabłuszka :)
OdpowiedzUsuńMała Mi, ja zw swoją próżnością czuję się doskonale. Może dlatego, że nie stać mnie dzisiaj na zbyt wielkie się jej oddawanie ;) W każdym bądź razie żadnych wyrzutów sumienia.
OdpowiedzUsuńAnonimowy, u nas czoraj -15, dzisiaj trzy stopnie na plusie i wszystko topnieje w oczach. A miałam takie bałwanowe plany ;( Choć zapowiadają wielkie śnieżyce. Zobaczymy.
eWo, na mroźny wieczór - idealne!
Pozdrawiam!
Ewa
Ale jak, ten miód dajesz do srodka i już?
OdpowiedzUsuńHannah, dokładnie tak ;) Po upieczeniu można tym miodem polać jabłko.
OdpowiedzUsuńpiękne wspomnienia i smakowity post. zapachniało wkoło jabłkami!
OdpowiedzUsuńmiłego dnia czarodziejko!
:)
E.
Bardzo dawno jadłam takie jabłuszka. Też się do nich przymierzam. Pewnie na dniach i u nas się pojawi. Ciekawe czy posmakuje moim dziewczynom :)
OdpowiedzUsuńTakich wspomnień z piecem w tle nie mam, niestety. Pozdrawiamy
such lovely photos and lovely blog!!
OdpowiedzUsuńEnchocolatte, dziękuję. Zapach się ulotnił, ale myślę, że nidługo powróci ;)
OdpowiedzUsuńMagdo, piec kaflowy to moje marzenie w przyszłym domu. Taki prawdziwy, złożony ze starego, rozebranego pieca. Mam nadzieję, że kiedyś się spełni.
Elisabelle, thank you. Nice to see you here ;)
Udanego dnia!
Have a nice day!
Ewa
czuję zapach tych jabłek...cynamon, jabłka-ech...
OdpowiedzUsuńz lat młodych to pieczone ziemniaki- z ogniska. często bo mieliśmy ogródek za miastem i piekło się kiełbaski na kijkach( o grilu nikt wtedy nie słyszał jeszcze, może dziś tego trochę żal- uwielbiam zapach dymu z gałęzi i drewna ...)
a jabłuszka owszem robiłam, ale u mnie w rodzinie nie ma na nich amatorów niestety a dal siebie szkoda mi piekarnik nagrzewać.
pozdrawiam i dużo ciepła!
Nie robilam takich jablek a jezeli sa z miodem w srodku to na pewno beda dzieciom smakowac... M
OdpowiedzUsuńMimi, też uwielbiam zapach dymu z ogniska i czasami bywam na takich właśnie ucztach. Nasi Przyjaciele zamiast grila zdecydowali się na wydzielenie w swoim ogrodzie miejsca na ognisko. Spotkania przy nim są wyjątkowe. I pyszne ;)
OdpowiedzUsuńMamsan, można je zrobić z miodem lub z ulubioną konfiturą, ale same pieczone jabłka też smakują doskonale ;) Spróbujcie koniecznie.
Dobranoc,
Ewa