28 stycznia 2011

Kiedy byłam dziewczyynką, mój Tata grywał w każdy czwartek w brydża, a ja ogrywałam w karty starszych od siebie kolegów i koleżanki. Potem grywałam z Tatą w szachy. Dzisiaj wydaje mi się, że od tamtej pory minęły całe wieki. Już dawno zapomniałam, jakie zasady obowiązywały w tych wszystkich karcianych rozgrywkach, a szachy dopiero niedawno wróciły w naszym domu do łask. Dzięki Starszej Siostrze. W międzyczasie zgubiłam swój wielki entuzjazm, z jakim zasiadałam przy małym stoliku z innymi graczami, kiedy tak sprawnie tasowałam jedną lub dwie talie kart i rozkładałam je szybko, z pewną nonszalancją, jak na dawnych westernach.
W listopadzie w naszym domu pojawiły się karty po raz kolejny. Te pierwsze, kolorowe. Grywamy więc z Dziedwczynkami w najprostsze gry, a Chłopiec przygląda nam się z zainteresowaniem, Łączymy pary, a Siostry strzegą swoich kolorów jak najwiękjszej tajemnicy. Starsza Dziewczynka chce już sama tasować. I rozdawać. Odnajduję w Niej swój dawny zapał i determinację. Radosny błysk w oczach, kiedy wygrywa i coraz mniej gwałtowne emocje, kiedy nie jest pierwsza. Żadne inne miejsce w grze Jej nie satysfakcjonuje. Cieszy mnie, że coraz lepiej radzi sobie z emocjami. Że potrafi przegrywać z coraz większą klasą i coraz rzadziej obarcza innych winą za swoją przegraną. Jak wraca pokonana na pole bitwy i staje gotowana na kolejne starcie. Przełyka gorzki smak porażki i nie gubi nadziei na kolejne zwycięstwo. Małe karciane lekcje, które z całą pewnością przydadzą Jej się w dorosłym życiu.

Od Styczeń 2011
Od Styczeń 2011
Od Styczeń 2011
Od Styczeń 2011
Od Styczeń 2011
Od Styczeń 2011
Od Styczeń 2011
Od Styczeń 2011

17 komentarzy:

  1. Fajne te karty;-)

    Ja nigdy nie byłam mocna w kartach:) Najbardziej lubiłam grać z Babcią:)

    OdpowiedzUsuń
  2. w brydża i moi rodzice grywali, jakiś dzień mieli wybrany, nie pamiętam juz który to był i spotykali się w naszym mieszkaniu z nimi i pogrywali. Ja się nigdy nie nauczyłam ... cóż.
    A Jagna uwielbia dobierać karty w pary :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ładnie napisane, o bardzo waznej umiejetnosci przegrywania.....

    OdpowiedzUsuń
  4. Delie, spodobały się bardzo ;)

    Magdaleno, my też na razie na etapie dobierania w pary, ale przy okazji uczymy się wielu innych rzeczy.

    Anonimowy, to chyba jedna w ważniejszych umiejętności w życiu. Pozwala się cieszyć załużoną wybraną innych, a to już naprawdę bardzo dużo. Mam wrażenie, że znacznie łatwiej przychodzi wielu osobom empatia wobec przegranych niż wobec zwycięzców. Ale może to trochę nasza narodowa przypadłość.

    Pozdrawiam,
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, ja z kartami to na bakier raczej... Żałuję, bo to fajna zabawa!
    Za to grywało się u nas w kości - raz do roku - każdą Wielkanoc spędzaliśmy w Zakopanem i zazwyczaj w Lany Poniedziałek dojeżdżał Wuj, który był właśnie mistrzem kości :-) i który wszystkich tą miłością pozarażał! Grało się więc każdego wieczora i robiło pod koniec pobytu wielkie podsumowanie - ten kto przegrał zapraszał wszystkich na obiad do Hotelu Kasprowy ;-) To były czasy!!!
    Oj, dawno nie grałam, ale zestaw do gry czeka w szufladzie. Poczeka do Wielkanocy chyba ;-))) A może spróbujemy w ten weekend...

    A sztuka przegrywania i wygrywania to bardzo ważna umiejętność - dlatego trzeba ćwiczyć :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. PS Ewo, Twój @ wciąż nie dotarł :-(

    OdpowiedzUsuń
  7. Maggie, w kości nigdy nie miałam okazji zagrać.A szkoda. Maila jeszcze nie zdążyłam napisać :( Postaram się w weekend, bo dzisiaj wpadam tutaj w biegu.

    Pozdrawiam!
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajne te karty :)
    Problem radzenia sobie z przegraną wraca do nas jak bumerang. Dziś P. radośnie kwituje swoją przegraną "jutro mi się uda" a kiedyś indziej jak przegra wpadnie w taką histerię i płacz, że chustek czasami w pudełku nam brakuje :/

    OdpowiedzUsuń
  9. ja grywałam w tysiąca i pokera. oczywiście z tatą, bo mama nie miała głowy do zasad ( w tysiącu są dość złożone;)

    lekcje przegrywania mi by się przydały. i masz rację- wynosi się je z wychowania i właśnie takich drobnych "przegrywań w karty". mnie wychowano do "bycia zawsze pierwszą" i każda porażkę przeżywam zbyt mocno...

    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  10. jednym słowem małe hazardzistki :)
    sztuka przegrywania i gorycz porażki - tez nad tym pracujemy... przykro patrzeć na łzy jak groch i obrażone buzie... ale za chwile ktoś wygrywa i wszystko jest OK! miłego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
  11. eWo, właśnie dlatego tak lubię wszystkie nasze rodzinne rozgrywki. Czasami jest płacz, żal, smutek większy niż wszechświat, ale coraz częściej zrozumienie. A przynajmniej więcej zrozumienia.

    Mimi, mnie też wychowywano do "bycia zawsze pierwszą", a mój Tata grając ze mną walczył jak lew, aby nie przegrać. W karty, w szachy, w tenisa stołowego. Pamiętam, że wygrana z Nim miała smak prawdziwej wygranej ;) Po drugiej stronie stała Mama, która również wymagała, ale kiedy się nie powiodło, podnosiła na duchu. Ostatecznie wyrosłam w przekonaniu, że jeśli dałam z siebie wszyystko i przegrałam, to porażka nie smakuje tak gorzko.

    Enchocolatte, w takich chwilach nieoceniona staje pomoc rodzeństwa ;) Wystarczy, że są.

    Udanego weekendu!
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  12. Porażkowe doświadczenia przydadzą się, ojj na pewno, wówczas te w dorosłym życiu nie będą smakować tak boleśnie... Piękne te karty - czy one pochodzą z jakiegoś innego świata? Nie widziałam takich jeszcze, ale może za słabo się rozglądałam...

    OdpowiedzUsuń
  13. I oto rodzą się nowi karciani mistrzowie ;) A karty śliczne... :)
    Ja pamiętam rodziców i babcie grających w kanastę....i babcia, która mnie nauczyła remika...karciane wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
  14. ja też pamiętam gry w karty w dzieciństwie.. pamiętam tę beztroske...
    a powiedz mi jakiego obiektywu używasz.

    OdpowiedzUsuń
  15. My tez lubimy grac w karty, ostatnio wiele z dziecmi i z tata bylo takich wlasnie karcianych, wspolnych zabaw... :-)

    Pozdrawiam cieplutko. M

    OdpowiedzUsuń
  16. Teraz nie lubię grać w karty. Ale pamiętam, jak kiedyś przy brydżu aż mi ręce drżały z ekscytacji :)
    A przegrywać w różne gry najbardziej lubię z moim mężem, bo kiedy wygrywam to mi smutno, że on przegrał :)

    Twoje zdjęcia jak zwykle klimatyczne i ciepłe.

    OdpowiedzUsuń
  17. Anamarko,karty lou lou pochodzą z francuskiego świata, ale można je kupić tutaj http://www.roszek.pl

    Anik, w szkole nie ma kółka karcianego, ale ciekawa jestem, czy cieszyłoby się powodzeniem

    Arbuziary, dla mnie to zawsze była poważna sprawa, więc o beztrosce nie było mowy ;) Te zdjęcia zrobiłam Canonem 50 1.4

    Mamsan, szkoda, że mieszkacie tak daleko. Moglibyśmy urządzić wspólny karciany wieczór przy winie ;)

    Małgorzato, ja z M. lubię wygrywać ;) Podobnie jak mój Tata daje z siebie wszystko, a na Jego pochwałę muszę sobie cieżko zapracować. Choć z M. to raczej w szachy niż w karty.

    Pozdrawiam!
    Ewa

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ;)