Ważne i te pozornie nieistotne. W ciągu dwóch tygodni, które spędziłam w szpitalu było ich wiele. Sama nie wiem, za których najbardziej tęsknię. Ominął mnie pierwszy bal Chłopca, który postanowił, że przebierze się za księżniczkę :) Miałam tam być razem z Nim. Chwytać Jego uśmiechy i robić zdjęcia. Nie było mnie. Nie było zdjęć. Chyba takich właśnie wspomnień najbardziej mi szkoda. Pierwszych emocji, które już nigdy potem nie będą pierwsze. I choć Tata dokładnie opowiedział mi wszystko ze szczegółami... to jednak nie to samo. Czasami wspominam ten bal, na którym mnie nie było i staram się sobie wyobrazić Dziewczynkę w żółto-czarnym stroju ze skrzydełkami i Chłopca, który ostatecznie się nie przebrał. Który całe popołudnie zamiast na parkiecie, spędził przy sprzęcie nagłaśniającym. Fascynacja oszałamiającą ilością kabli i wielkimi pudłami, z których sączył się dźwięk. Sukienka księżniczki tak, tańce z Dziewczynami nie ;) Może gdybym tam była, dałby się namówić na białego walca? Ale nie było mnie tam i nikt Chłopca nie poprosił do tańca.
Tych kilka wspomnień wróciło przy okazji balu Młodszej Siostry.
Sufit w przedszkolu zmieniony w balonowe niebo.
Dziewczynka w stroju Elfa, który wygrał ze strojem baletnicy.
Choć różowa tiulowa sukienka do ostatniej chwili czekała na decyzję ;)
Podobnie jak różowe pantofelki, które ustąpiły miejsca małym białym baletkom.
Miałam dzisiaj milion planów, a jakimś cudem godziny niepostrzeżenie przepływały mi przez palce. Zupełnie jakbym stanęła w miejscu i patrzyła, jak czas mija mnie niczym rozpędzony pociąg. Zbyt szybko i bezproduktywnie. Nie lubię takich dni, ale na szczęście zdarzają się niezwykle rzadko. A jutro już piątek! I nowy dzień. Oby lepszy ;)
Dobrej nocy!
Życzę Ci miłego i ciekawego piątku, Ewo.
OdpowiedzUsuńA zagubionych chwil zawsze żal. Ale będą następne, już niezagubione.
Mój Małż gubi codzienność z chłopcami, oni gubią codzienność z nim... ja no cóż, wciąż marzę o innej rzeczywistości... te wszystkie pierwsze razy, które ich ominęły... dokładnie Cię rozumiem... ale przyszłość przyniesie nowe...tego sobie i Tobie życzę :)
OdpowiedzUsuńCodzienność zagubiona to moja codzienność niestety:( I choć marzę o innej, to nie wiem jak miałaby ona wyglądać. Zorro mi kiedyś napisałam na blogu: "Czasem trzeba z czegoś zrezygnować, choć do pewnego momentu nie wiadomo jeszcze z czego. Jestem jednak zwolenniczką japońskiego wyczekiwania na odpowiedni moment, nie walki z wiatrakami." Może to jest odpowiedź.
OdpowiedzUsuńA takiego dnia kiedy wszystko przecieka mi przez palce nie lubię. Im jestem starsza, tym bardziej.
PS Baletowe stroje zawsze jakoś na mnie działają, a to ostatnie zdjęcie jest wspaniałe.
mnie tez nie było na balu Jagny, nie pozwolono rodzicom, bo niby za dużo by nas było. Też prawda. Cóż, na urodziny jej bal zrobię i będę na nią patrzeć :)
OdpowiedzUsuńChyba każdy ma takie chwile....na szczęście jeszcze wiele chwil przed nami :)
OdpowiedzUsuńPiekne to zdjęcie ostatnie...i te baletki...aż żałuję że nie mam córeczki ;)
Agnieszko, dziękuję! Już wiem, że piątek będzie udany ;)
OdpowiedzUsuńMagdalenO, nasz Tata też gubi wiele takich chwil, ale w weekendy staramy się to nadrobić. Chyba nawet nam się udaje ;)
Delie, ja też czekam na taki moment. Bycie mamą to wielka sztuka właściwych wyborów i nieustających kompromisów.
Magdaleno, mi wystarczyłoby nawet przygotowanie Chłopca na ten bal i jeden skradziony całus przed wyjściem.
Anik, znam Chłopców, którzy ubierają baletki. I całkiem nieźle radzą sobie na zajęciach z baletu ;) Bardzo możliwe, że i nasz Chłopiec pewnego dnia założy swoje. Choć dla Niego pewnie wybrałabym czarne ;)
Pozdrawiam i znika na dwie godziny tylko dla siebie!
Udanego piątku,
Ewa
Super zdjecia.
OdpowiedzUsuńSuper tez, ze sa bale w przedszkolu.
Wlasnie pomyslalam, ze ja z mojego dziecinstwa pamietam tylko "choinki" i zamiast sukienki baletnicy golfik nylonowy na suwak (zeby sie glowa zmiescila) i spodnice w kratke.
Dobrze, ze moi rodzice nie uwiecznili tego na zdjeciach :-)
pozdrawiam weekendowo
Ania
Aniu, a ja doskonale pamiętam swoje przedszkolne przebrania - za panią wiosnę i za śnieżynkę ;) Choć oczywiście golfik i spódnicę w kratkę również do dzisiaj mam w pamięci!
OdpowiedzUsuńTeż mam czasem taki dzień,że czas ucieka mi przez palce, ale to chyba taki wewnętrzny reset mojego organizmu. Ostatnio mam wrażenie nieustającej pogoni- ciągle jest coś do zrobienia, aż w końcu organizm się buntuje=resetuje. Udanego weekendu. Ciekawa jestem co tym razem zaplanowałaś dla swoich bliskich? U nas niestety dzieci chore, więc zapowiada się weekend w domu.
OdpowiedzUsuńTez tak mam czasami... lepsze i gorsze dni jak pewno kazdy z nas ale jutro juz weekend i na sama mysl jest mi juz lepiej... :-) baletki i to ostatnie zdjecie cudne... Serdecznosci. M
OdpowiedzUsuńBaletki są takie lekkie i kruche. Jak chwile, które uciekają a my próbujemy je zapamiętać.
OdpowiedzUsuńEwo nie żałuj zagubionych chwil. Tak wiele jeszcze przed Tobą, Wami.
Ściskam Cię ciepło i przesyłam garść londyńskiego słońca :*
No mogłabyś żałować gdyby faktycznie przebrał się za księżniczkę. Ale facet oglądający kable? No proszę Cię. Nie żałuj. Buziaki
OdpowiedzUsuńAnonimowy, w ten weekend to nasi Przyjaciele zaplanowali coś dla nas ;) Dzieci zostają w domu, a my wybeiramy się na bal!
OdpowiedzUsuńMamsan, dziękuję!
Polko, chwytam garściami londyńskie słońce i mam nadzieję, że pewnego dnia wybiorę się na długi spacer pod londyńskim niebiem ;) Coraz bardziej kusi mnie to miasto, a byłam w nim tylko raz i to wieki temu!
Polala, tego tańca mi szkoda ;)
Dobrej nocy!
Ewa
Ja też jestem zdania, że kable są fajniejsze niż tańce z dziewczynami.
OdpowiedzUsuńSama byłam przebrana za króliczka - kompletna klapa, bo strój był tak dopracowany przez moją mamę, że odcinałam się za bardzo na tle i widać było, że coś jest ze mną nie tak. Do dzisiaj to pamiętam. Potem za Arabkę, a potem sama przerobiłam strój Arabki na Wikinga. Generalnie nie lubiłam się przebierać:)
ja do dzis pamietam chociaz mialam 2 lata jak w zlobku organizowano balik i ja mialam byc przebrana za motyla, moje marzenie i w dzien balu zachorowalam na ospe.... dramat...ze az pamietam dokladnie to uczucie rozgorczenia choc czasem sie wydaje,ze dwulatki pewnie niewiele pamietaja nieprawda! :)) baletki tez mi sie marzyly zawsze,,,chcialam byc baletnica albo skrzypaczka jak bylam mala :) no nic dosyc moich wywodow a dni przeciekajacych przez palce tez nie lubie choc zdarzaja sie czesto niestety... pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSaro, a ja lubiłam się przebierać ;) Lubiłam panią wiosnę, którą byłam w średniakach i śnieżynkę, za którą Mama przebrała mnie w ostatnim roku przedszkola. Pamiętam tylko, że moim niespełnionym wówczas marzeniem była różdżka. Teraz wszystko jest na wyciągnięcie ręki i chyba bale straciły połowę ze swojego uroku.
OdpowiedzUsuńQoopko, ja też miałam taki moment, kiedy chciałam być baletnicą, ale Mama mnie skutecznie od tego pomsłu odwiodła. Chciałam zdawać egzaminy do szkoły baletowej ;) Motylem nigdy nie byłam, ale przypomniałaś mi moją rolę wiewiórki w przedszkolnym przedstawieniu. Miałam cudny ogon z krepy!
Pozdrawiam!
Ewa
she's a dancer :)
OdpowiedzUsuńi like this details selection!
Ewo jesli bedziecie potrzebowac przewodnika to sluze ;)
OdpowiedzUsuń