"Zielone pomarańcze czyli PRL dla dzieci".
Wspomnienia mojego dzieciństwa :)
Puste półki w sklepach, kartki, woda sodowa, szkolne fartuszki z tarczą na ramieniu...
Dziewczyny słuchały tego wszystkiego jak bajki, która zaczyna się słowami: dawno dawno temu, za górami, za lasami, w innej rzeczywistości, w innym świecie. I nie jestem wcale taka pewna, czy uwierzyły, że to była moja bajka. Moja i Taty, który pamięta nieco więcej niż ja sama. Na przykład szklankę, z której przechodnie pili sok malinowy z wodą. Rany!
I buty na kartki.
Nie pamiętam już, czy Relaksy były wygodne, ale pamiętam, że miała je cała klasa :)
Żeby kupić chleb, musiałam przed szóstą stanąć w kolejce. Życie towarzyskie rozkwitało o wschodzie słońca przed osiedlowymi sklepikami spożywczymi.
Wieczorem wystawialiśmy puste butelki przed drzwi, żeby rano dostać butelki pełne mleka.
Pamiętam brzęk szkła w wózkach mleczarzy i kolory kapsli na butelkach z mlekiem i śmietaną.
Po szkole było podwórko. A jakże!
Czy w tamtych czasach nikt nie porywał dzieci?
Wdrapywałam się na trzepak, wisiałam głową w dół i nikt nie krzyczał "O Boże! Uważaj!"
Skakałam w gumę, którą koleżanki zakładały sobie od kostek po szyję, w skakankę długą jak stąd do księżyca, kręciłam hula hop, grałam w klasy i w korale, robiłam w ziemi obrazki z kwiatów i znalezionych kawałków szkła.
Nosiłam do szkoły makulaturę, a podręczniki dostawałam po koleżankach ze starszej klasy.
W 1986 roku piłam płyn Lugola i wypatrywałam na niebie chmury radioaktywnej.
Pamiętam miękkie siedzenia Syrenki, obozy pod namiotami i wakacje w przyczepach kempingowych, które nasz Fiat 126p dzielnie ciągnął nad jezioro. Nie mam pojęcia, jak mieściła się w Maluchu czteroosobowa rodzina z bagażami, przenośnym radiem i telewizorem, materacami, kocami i zaprawami, które obowiązkowo jeździły z nami na wakacje.
Zdjęcia robił nam Tata Zenitem, a potem przynosił do domu odbitki lub slajdy. Jakież to były wspaniałe wieczory, kiedy Mama piekła drożdżowe ciasto, z jednej ściany znikały obrazy, a my siadaliśmy w ciemnym pokoju i oglądaliśmy wspomnienia.
Więcej tych wspomnień niż sądziłam. Mogłabym pisać godzinami.
Jedno budzi kolejne.
Oglądamy mój album z dzieciństwa.
Dziewczyny nie mogą uwierzyć, że ta mała dziewczynka to mama.
Ja nie mogę uwierzyć, że te lata tak szybko minęły.
Że zajęłam miejsce swojej Mamy i czas zatoczył koło.
Na deser kilka uwag z PRL-owskich dzienniczków szkolnych, które znalazłam w "Zielonych pomarańczach" :)
"Bije kolegów po dzwonku"
"Zjada ściągi po klasówce" (tutaj Starsza Siostra zapytała, co to są ściągi ;)
"Śpiewa na lekcji muzyki"
"Biega na lekcji WF"
"Wysłany po kredę, przyniósł ślimaka"
"Wysłany w celu namoczenia gąbki, wrócił z mokrą głową i suchą gąbką"
"Nie wiesza się w szatni"
"Przyszedł w butach do szkoły"
"Klasa chodzi po klasie i nie zwraca uwagi na moje uwagi"
Dobrego tygodnia Wam życzę!
Cudne! Wspomnienia wspaniałe. A uwagi - no cóż, kapitalne!
OdpowiedzUsuń...Gdy Ty piłaś płyn Lugola to ja byłam jeszcze u Mamy w brzuchu...ale kapsle na butelkach z mlekiem czy smietaną pamiętam...Chyba były niezniszcalne:))
OdpowiedzUsuńZa moich czasów było jeszcze zbieranie kareczek do segregatora - ja swoje najfajniejsze mam do dziś:)
A ostatnio wspominałam paczkę słoneczniku za 10 groszy, która była zajęciem na całe popołudnie...ale wiem, że jakoś za bardzo pod nogi sobie skorupek nie rzucałam..
Ale ile to było frajdy...taki słonecznik i nie był potrzebny komputer, telewizor...
Pozdrawiam.
Z kapsli można było zrobić biżuterię i ozdoby choinkowe :) A na karteczki i segregatory już się nie załapałam.
Usuńja sie na plyn Lugola juz nie zalapalam,bo troche wczesniej skonczylam 18 lat :)
Usuńbuty (zimowe) na kartki rozpadly sie na drugi dzien,Relaksow nie kojarze,ale pamietam,ze najfajniejsze,najwygodniejsze buty jakie w zyciu mialam-to byly Sofix-y. nie pamietam czy byly jeszcze na kartki-to chyba jednak bylo pozniej.
moj 5-letni braciszek stal pod miesnym z babcia od 4 rano po paroweczki (zima) pod miesnym-na kartki oczywiscie. byli 3 w kolejce-paroweczki skonczyly sie przed nimi -bo byla tez kolejka dla uprzywilejowanych. jak on wtedy plakal-nie zapomne tego nigdy...
stalo sie w kolejkach po pol masla,2 jajka,gazete piatkowa z programem.......pani od ZPT zwalniala nas juz od 13 i stalysmy pod kioskiem-gazety przywozili roznie-do 15 czasami :)
2 kubki w Cepelii (dzielili) w kolorze rozowym!!!!!!!!!! w tamtych czasach-kupilam i mam do dzis. nigdy ich nie uzylam :)
ech,zycie. a dziela Mickiewicza na subskrybcje za papier toaletowy? POEZJA !!!!!!!!w przenosni-i doslownie....
Joanna
Lubię wspomnienia z tamtych czasów :) A do książki też się przymierzamy :)
OdpowiedzUsuńczytam o sobie :)
OdpowiedzUsuńi wygrzebałam z pudła z pamiątkami dzienniczek klasowy mojej 7-ej klasy z roku szkolnego 1983/84, dorzucam kilka uwag moich kolegów:
"przynosi do szkoły cytrynki i leje wodą:
"pryskał młodsze dzieci wodą ze strzykawki"
"przesiada się bez zgody nauczyciela"
"przynosi do szkoły różne zbyteczne rzeczy"
"do dnia 7 XI nie był w bibliotece"
"śpiewa na lekcji historii"
"włożył koledze za kołnierz gumkę do ścierania pachnącą"
"kłamie nauczyciela na lekcji wychowania obywatelskiego"
itd...
pozdrawiam :)
Nie mam pojęcia, co stało się z moimi dzienniczkami, o dzienniczkach kolegów nie wspominając :)
UsuńKsiążkę kupiłam i ja dla moich dzieci :) Chociaż to chyba my, rodzice oglądaliśmy ją z większym zainteresowaniem.
OdpowiedzUsuńI jeszcze taki żart a propos: Dziecko podczas opowieści, że w sklepach nie było nic, puste półki, zapytało z niedowierzaniem : " Jak to? W Tesco też?
Miłego dnia.
Dobre!
UsuńRelaksy nie były wygodne! :)
OdpowiedzUsuńTak czułam :)
UsuńZ biblioteki dziecięcej przyniosłam komiksy, seria Marzi :) dla siebie.
OdpowiedzUsuńMoże Starszą Siostrę zainteresują, polecam.
:) Ja pamiętam jak z obozu w Czechosłowacji w 4 klasie przywiozłam sobie "czeszki"
w zacnym różowym kolorze ;) w rozmiarze 41 - bo noga mi miała urosnąć, tak na zapas ;).
A piszę to mając lat 30+ i pomykając po świecie w ciżemkach w rozmiarze 37 ;), noga nie urosła ;) aż tak.
Ja z Czechosłowacji przywiozłam błękitny ręcznik w białe tulipany i Lentilki ;) A w międzyczasie o mało nie zostałam karnie odesłana z tegoż obozu do domu :)
UsuńNajlepsze w tym wszystkim jest to, że nie przypominam sobie,aby czegokolwiek mi brakowało.
OdpowiedzUsuńRozczula mnie natomiast, kiedy na zdjęciach widzę siebie w butach z wycietymi palcami, gdyż stopa rosła, a znalezienie butów we właściwym rozmiarze graniczyło z cudem.
Chyba tylko podświadomie rekompensuje sobie to teraz z nawiązką:)
P.S. AnnaMagdalena, ja swoje kupiłam rozmiar mniejsze z nadzieją, że się rozbiją:)
i strupy, wielkie strupy na kolanach które przyklejały się do rajstopek...
OdpowiedzUsuńNie żeby to była jakaś wartość sama w sobie ;)) ale kiedy ostatnio widziałyście dziecko ze sporym strupem na kolanie?
Dawno nie widziałam takiego dziecka :)
Usuń"Klasa chodzi po klasie i nie zwraca uwagi na moje uwagi"
OdpowiedzUsuńha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ...
się uśmiałam się :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPo mocnym przycisnieciu nogi do podlogi drewnianej relaksy zostawialy slad na parkiecie. Pamietam specjalnie z siostra szuralysmy po podlodze by pozostawic jak najwiecej sladow. Pamietam tez "kluby" w piwnicach, nikt nikogo nie gwalcil i nie zabijal. Pamietam tez orandzade w proszku, ktora po rozpuszczeniu na dloni pozostawiala fajny kolor. Gume do rzucia Donald, smak nie z tej ziemi - pamietam. By uzyskac inny kolor gumy wkladalo sie rysik od kredki i juz...guma zmieniala kolor blyskawicznie, za to smak byl paskudny. Pozniej wyszedl na rynek hicior - huba buba. Mase tych wspomnin mam w glowie. Moze z sentymentu, ale troszke tesknie za tamtymi czasami. Chodzilam do szkoly z kluczami na szyji i nikt mnie nie atakowal, a teraz? Niewyobrazalne by wyslac dziecko z kluczem. Klucze chowalo sie tez pod wycieraczka :) Nikt nam sie nie wlamal do mieszkania przez lata praktykowania tego jakze niebezpiecznego zwyczaju. Ehhh to byly czasy...
OdpowiedzUsuńpamiętam rysiki w gumach :) też tak robiliśmy - dziękuję, że mi o tym przypomniałaś :)
UsuńJa znam miejsca, gdzie do dzisiaj chowa się klucze pod wycieraczką i zostawia otwarte samochody :)
UsuńA z Huby Buby były ekstra balony ;)
UsuńA historyjki z Donaldów tak słodko pachniały!
Coca cola w butelce - to był smak. I guma Donald - albo gumy w takich kulkach pamiętam. Po 5 minutach żucia stawały sie okropnie twarde. I bajki z projektora ANIA, które mama wyświetlała na ścianie. To były czasy :)
OdpowiedzUsuńDonaldy z komiksowymi historyjkami i kulki balonówy ;) Projektor też był.
Usuńrelaksy z tego co pamiętam nie były zbyt wygodne ale bardzo ciepłe, nawet w największe mrozy nie trzeba było ogrzewać nóg w piekarniku kuchni węglowej jeśli w nich się wyszło ;)
OdpowiedzUsuńkartki na żywność wydawałam nawet ja jeśli mama się zgodziła (tata był sołtysem), w domu mieliśmy bibliotekę i wypożyczałam książki - byłam mała i czułam się tak dorosła mogąc to robić ;)
na komuniach obowiązkowo całe skrzynki oranżady były największą frajdą dla dzieci, nie wiem gdzie mieściliśmy tyle litrów tego napoju ;)
puste półki również dobrze pamiętam, mama kupiła dwa kalosze na lewą nogę, bo prawego nie było - oba za duże
Twoja rzeczywistość to zdecydowanie również moja :)
Genialne w tłumaczeniu naszym dzieciom o co chodzi z zakupami, po które szło się z termosem i kanapkami; brakiem butów itd są komiksy Marzeny Sowy "Marzi". Obecny 7-latek nie rozstaje się z kolejnymi częściami od 2 lat i opowiada mi anegdoty z tych "zamierzchłych czasów" ;) "Mamo, a wiesz, że dawno, dawno temu...."
OdpowiedzUsuńNie znam, ale poszukam. Dziękuję :)
UsuńFantastyczne wspomnienia,mogę się pod wieloma podpisać :) Ja do swoich dołożę pepsi-colę,którą w wywalczonej z bratem szklance z Orbisu popijałam po niedzielnym obiedzie u babci (nigdy nie wolno nam było pić w trakcie obiadu). Pamiętam ulubiony vibovit wylizywany prosto z saszetki,teraz robi to moja córka :)
OdpowiedzUsuńPamiętam zabawę w "sklep" na podwórku,w którym płacono liśćmi,z mokrego piachu formowało się pączki,patyki to były parówki a kamyki cukierki...Stare,dobre czasy.Miło je powspominać z uśmiechem na ustach.
Wtedy tak niewiele nam było do szczęścia potrzebne...
Dzięki za tego posta, rozrzewniający :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy książki sobie nie sprawię w ramach autoprezentu, mimo dzieciobraku ;)
Ewo, co wieczór pałaszuję tę książkową pozycję i odkrywam własne dzieciństwo na nowo ;)
OdpowiedzUsuńpiękne wspomnienia i wiele z nich... znajomych :)
OdpowiedzUsuńja pamiętam jedynie ułamek tamtych lat. Końcówkę. Pamiętam, że mama pożyczała mnie sąsiadce w kolejce, bo na dziecko można było kupić paczkę kawy więcej;)i kolejki generalnie pamiętam... ale też sporo smaków jak oranżada z woreczka;) oj fajnie tak powspominać:)
OdpowiedzUsuń