Wracam do Wilna. Do wspomnień z naszego czerwcowego weekendu we troje, na które wcześniej zbrakło czasu. Bo wakacje stały za progiem. Bo koniec przedszkola Starszej Siostry. Bo początek przedszkola Siostry Młodszej ;)
Przeglądam zdjęcia. Odkurzam wspomnienia. I już wiem, że kiedyś wrócę do tego miasta. Bo w ciągu zaledwie trzech dni zajrzałam jedynie tu i tam. W wybrane zakamarski wileńskiej kultury. Historii. A chciałabym jeszcze. Chciałabym więcej. Trochę od kuchni poznać to miasto. Trochę więcej sztuki w nim odkryć. Trochę dłuższą noc w nim spędzić. Niejedną nawet ;)
Dzisiaj zapraszam na spacer wąskimi uliczkami samego centrum Wilna. Od sklepu do sklepu. Starsza Siostra w każdym z nich znajdowała przynajmniej jedną rzecz, która stawała się Jej marzeniem w danej chwili. Pamiętam doskonale fioletowego wełnianego kota, który dzisiaj idealnie pasowałby do
TYCH kapci. Pamiętam ręcznie robione kolorowe wełniane aniołki, które chciałabym mieć na swojej choince. Wszystkie bez wyjątku ;) Pamiętam lniane obrusy, serwety, torebki, torby, szale... Pamiętam kosze lnianych i wełnianych zabawek, tak prostych i surowych, takich eko i jednocześnie ponadczasowych, że pasowałyby do każdego domu. Do każdego wnętrza. Pamiętam suszony len zawieszony u sufitu małych sklepików. Pamiętam sklep z drewnianymi zabawkami, w którym nie zrobiłam żadnego zdjęcia, ale z którego przywiozłam dla Chłopca
rybę w kawałkach;)
Tak było w Wilnie. W czerwcu. We troje. Dzisiaj wydaje mi się, że minęły lata świetlne od tamtego wyjazdu. Od tamtej ucieczki od codzienności. Dzisiaj codzienność jesienna. Zdecydowanie mniej pogodna niż weekend. Bez słońca. Za to z ciężkimi, siwymi chmurami. Mokra. Chłodna. Przejmująca.
Jesteśmy w domu. Prawie w komplecie, bo tylko bez Taty. I przeganiamy chorobę. Powiedziałabym, że całkiem skutecznie ;) Spędzamy czas wspólnie, co oznacza, że gromadzę kolejne zaległości na kolejne zarwane noce. Ale Dzieciaki zdrowieją. I szaleją ;) Patrzyłam dzisiaj, jak bawi się Starsza Siostra. Jak zaplata swoje pasiaste nogi. Jak staje na palcach, przeszukując najwyższe półki swojej szafki. Już nie na krześle! Jak czyta z jedną nogą założoną na drugą. Jak skacze. Jak tańczy. Jak się zmienia. Jak dorasta. Jak ten czas biegnie.
Pasiaste zaplatane nogi...Rewelacyjne... Patrzysz jak sie zmieniają te TWoje Dzieciaczki... z dnia na dzień...
OdpowiedzUsuńJak ja lubię do Cibie wpadać...:)
Moje wspomnienie Wilna sprzed paru laty jest ciepłe, kameralne i bardzo serdeczne. W Twoim tyle lnianego spokoju...
Dobrych snów , Ewo:)
So wonderful to see your daily creations ! You have good eyes !
OdpowiedzUsuńZabawki urocze. I len mi się podoba, ale nogi bombowe! Najbardziej lubię te zaplecione na podłodze. Długie i można powiedzieć: dobrze się zapowiadające;) Wspaniale dla właścicielki:) Za chwilę ktoś zacznie podkradać Ci obcasy:)
OdpowiedzUsuńI spódnica czarna, z baletu. Super!
Miłego dnia!:)
Cudne fotografie :)
OdpowiedzUsuńWitaj.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu "podglądam" Twój blog. Robisz cudowne zdjęcia, mają w sobie jakaś magie , głębię. Nie są to puste obrazki ale cudowne obrazy działające na wyobraźnię. Pasiaste nogi są niesamowite, niby nic nóżki w rajtuzach ale cudownie uchwycone........Masz ogromny talent.....Pozdrawiam Cię serdecznie Patti. Zapraszam również do siebie.
P.S.
Jeśli można spytać to w jakim programie robisz obróbkę zdjec....efekty są rewelacyjne...chodzi mi o to "postarzanie".
miło spędzony czas w domu ...
OdpowiedzUsuńWilno na fotografiach oszałamiające! Aż się chce tam być! Teraz!
pozdrawiam deszczowo .. ech.
Ewelajna, dokładnie tak kojarzy mi się Wilno - ciepło i kameralnie. To miejsce, do którego chce się wracać ;)
OdpowiedzUsuńWong, several shots from Vilnius and some of our everyday life. A very special city. Have a nice day!
Delie, obcasy na razie schowane tak głęboko, że sama miałabym problem, aby je znaleźć ;) A chciałabym, chciała... Gdybym tylko miała okazję, żeby je założyć.
Agaw, dziękuję!
Patti, takie słowa cieszą ogromnie. Dziękuję ;) Zdjęcia postarzam w darmowym programie "Photo Scape".
Magdalena, chce się tam być ;) Bardzo. Wrócimy kiedyś. Na dłużej.
Za oknem niezmiennie chłodno, szaro i deszczowo.
Życzę Wam wszystkim słońca!
I pogodnego wtorku ;)
Ewa
Ładne rzeczy pamiętasz.... :)
OdpowiedzUsuńWracajcie do zdrowia :) choć czasem taka niepoważna choroba pozwala właśnie zwolnić tempo... odpocząć... pobyć razem :)
Ps. czy takie pasiaste rajstopki można kupić w mniejszych rozmiarach? Ciekawe jak tej mojej kruszynki parówki wyglądałby w takich paskach? hmmm ...
OdpowiedzUsuńMała Mi, zdrowiejemy ;) Wczoraj zwolniliśmy tempo, byliśmy razem, fajny dzień. Czasami tego właśnie potrzebuję.
OdpowiedzUsuńMagdalena, nie mam pojęcia, ale wiem, że można je dostać w H&M. Możesz też zajrzeć na allegro. Na pewno jakieś pasiaki znajdziesz ;) Kolorowe też fajnie wyglądają.
Pozdrawiam!
Ewa
oj Wilno zauroczy każdego kto przestąpi bramy tego miasta... moje zauroczenie trwa od 1987 roku. wiem, że wiele się tam zmieniło i tym bardziej marzy mi się aby znowu tam przyjechać.
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia Ewo, jeszcze bardziej tę ochotę zwiększają.
...cudne dłuuuugie nogi śmigają na kolejnych kadrach, baletnica jak nic, może Pavlova?
:)
E.
Wspaniale piszesz i robisz zdjęcia. Wilno jest piękne. Bardzo bym chciała i ja pojechać na taką wycieczkę.
OdpowiedzUsuńJa też tak przystaję na chwilę i obserwuję jak bardzo moje dziewczyny się zmieniają i dorośleją- niestety ale i stety :) To miłe chwile, ale zarazem trochę smutne, bo już niedługo będą duże, za duże żeby się tak beztrosko bawić.
Za twoim przykładem kupiłam zabawkę balance, czeka teraz na dzień urodzin. Ciekawe czy się spodoba :)?
Dobrze, że już zdrowiejecie, pogody nieszkoda na siedzenie w domu chociaż.
Enchocolatte, Wilna z lat oseimdziesiątcyh nie znam, ale dzisiejsze spodobało mi się bardzo. Jeszcze przez mnie nie odkryte, więc mam pretekst, aby tam wracać ;) A na roztańczone nogi Starszej Siostry zapatrzyłam się wczoraj. Trochę dlatego, że jeszcze wieże mam wspomnienia i refleksje po Elliocie, a trochę dlatego, że tańczące Dzieci wydają się być takie szczęśliwe ;)
OdpowiedzUsuńMagda, dorośleją stety i niestety ;) Doskonale to ujęłaś! Mam nadzieję, że zabawka balans zda egzamin ;)
Pozdrawiam!
Ewa
przepiękna fotorelacja
OdpowiedzUsuńCudne zdjecia i Wilno w ktorym nigdy niestety jeszcze nie bylam, to musi byc piekne miejsce... a zdjecia z nogami po prostu swietne...! Milego dnia. M
OdpowiedzUsuńEwo, przepraszam, że nie na temat, ale mam wspaniałą wiadomość ;)
OdpowiedzUsuńZrobiłam dzisiaj zupę pomidorową z imbirem i prażonymi migdałami z Twojego przepisu i jest obłędna. Wiesz jak lubię nowe smaki - a ten jest powalający. Piotr łazi i ciągle powtarza, że pyszna.
Dziękuję!
*********
OdpowiedzUsuńDuś, dziękuję!
OdpowiedzUsuńMamsan, klimatyczne miasto. Myślę, że byś je polubiła ;)
Lila, super! To doskonała zupa na takie chłodne dni. Imbir rozgrzewa ;) I podobno jest dobry na wszystko. No i te prażone migdały. I świeża bazylia. Cieszę się, że tak Wam smakowało.
Marta ;)
Miłego wieczoru!
Ewa
Te drobne szczegóły sprawiają, że myślę o Wilnie jako o celu podróży któregoś dnia.... :)
OdpowiedzUsuńA te pasiaste nogi, roztańczone, rozbrykane...urocze! :)
Anik, w szczególe i w ogóle ;) Z wielu powodów chciałabym tam jeszcze wrócić. Nawet jeśli miałabym spędzić w tym mieście kolejny deszczowy weekend ;) Warto.
OdpowiedzUsuńDobrej nocy!
Ewa
Wszystko: i wileńskie obrazki, i te zabawkowe cudeńka (och, mam całkiem podobnego miśka z lnu i aniołki też mam takie, tylko niestety nie tak bajecznie kolorowe!), i "opasione" nogi ;-) i te szałowe czarne petticoats, i kokarda, i deszcz na szybie - piękne to jest, wiesz?
OdpowiedzUsuńEwo, pozdrawiam!